Łódź: Zgwałcił kobietę na Widzewie i przez kolejne dni był na wolności
W tramie, którą "zafundował" jej gwałciciel, młoda kobieta zachowała się wzorcowo. Zgłosiła sprawę na policję - chciała ostrzec inne kobiety, że w ich mieście grasuje gwałciciel i chciała, żeby mężczyzna został zatrzymany i ukarany za to, co zrobił.
- Policjanci przyjęli zawiadomienie i rozpoczęli intensywne poszukiwania sprawcy - informuje kom. Kamila Sowińska z KMP w Łodzi.
3 dni później, w poniedziałek 28 lipca, zwyrodnialec znów zaatakował. Tym razem przy al. Piłsudskiego w parku Widzewskim (naprzeciwko stadionu). Była godz. 6.50. Nie wiadomo, dlaczego, ale wiadomo na pewno, że napastnik się wystraszył. Chwycił 50-letnią, idącą parkową alejką, kobietę za nogę, kobieta upadła, a on uciekł.
Kobieta zgłosiła się na policję, ale ostatecznie nie złożyła zawiadomienia. O sprawie pisały też media. Dziennikarze pytali o niebezpieczną sytuację. Dlaczego policja nie ostrzegła, że rzeczywiście na Widzewie garsuje gwałciciel?
- Nikt o to nie zapytał - twierdzi kom. Sowińska.
Aż przez 13 dni zwyrodnialec grasował na osiedlu i mógł zaatakować inne kobiety. Dopiero 6 sierpnia został zatrzymany, w miejscu pracy. Bandytą seksualnym okazal się 35-letni łodzianin.
W Prokuratorze Rejonowej Łódź- Widzew usłyszał zarzuty zgwałcenia, naruszenia nietykalności oraz kradzieży. Na wniosek prokuratora został aresztowany przez sąd na najbliższe trzy miesiące. Za popełnione przestępstwa grozi mu kara do 15 lat więzienia.