Pecunia non olet. Zaskakująca geneza słynnej maksymy
Starożytni Rzymianie nie znali wstydu w sprawach, które dziś uchodzą za wstydliwe. Potrafili zarobić nawet na tym, co kończyło w publicznych latrynach. Mocz mieszkańców Wiecznego Miasta stał się niespodziewanym źródłem dochodów skarbu państwa, a słynna sentencja "pecunia non olet" do dziś przypomina, że pieniądze nie mają zapachu bez względu na swoje pochodzenie.
Pragmatyzm w czasach kryzysu
Wespazjan objął władzę pod koniec 68 roku n.e. w sytuacji, która wymagała gospodarczego realizmu. Długie rządy Nerona, lata anarchii i "rok czterech cesarzy" pozostawiły imperium w ruinie finansowej. Nowy cesarz, którego ojciec był zwykłym poborcom podatków, doskonale rozumiał wartość każdej monety.
Skarb państwa musiał zostać uzupełniony za wszelką cenę. Wespazjan nie mógł pozwolić sobie na luksus moralnych skrupułów. Wiedział, że imperium może przetrwać tylko wtedy, gdy znajdzie pieniądze na armię, odbudowę i administrację.
To właśnie wtedy cesarz zwrócił uwagę na publiczne ustępy. Te miejsca, które inni traktowali jako konieczne zło, on postrzegał jako potencjalne źródło dochodów.
Mocz jako surowiec przemysłowy
Rzymianie od wieków wykorzystywali mocz w różnych dziedzinach rzemiosła. Garbarze potrzebowali zawartego w nim amoniaku do oczyszczania skór, farbiarze używali go do wybielania wełny. Niektórzy nawet czyścili nim zęby, wierząc w jego wybielające właściwości.
Publiczne latryny funkcjonowały jak swoisty magazyn cennego surowca. Rzemieślnicy chętnie kupowali dostęp do tego naturalnego źródła amoniaku. Cesarz szybko dostrzegł biznesową szansę w tej sytuacji.
Wbrew powszechnym błędnym przekonaniom, podatek nie dotyczył samego korzystania z toalet. Opłatę pobierano od tych, którzy chcieli zakupić mocz do celów przemysłowych.
Historia podatku
Vectigal urinae, bo tak nazywano podatek od moczu, nie był pomysłem Wespazjana. Po raz pierwszy wprowadził go cesarz Neron, ale szybko zaniechał tej inicjatywy. Wespazjan w latach 70. n.e. przywrócił ten podatek, desperacko szukając środków na zasilenie pustego skarbca.
W czasach, gdy Rzym nie posiadał nowoczesnej kanalizacji, amoniak z ludzkiego moczu stanowił cenny surowiec. Wielkie miasto było pełne publicznych latryn i nocników, które generowały ogromne ilości tego "płynnego złota".
Cesarz dostrzegł w tej sytuacji szansę na zysk tam, gdzie inni widzieli tylko kłopot sanitarny. Jego pragmatyczne podejście do gospodarki nie znało granic moralnych.
Narodziny słynnej sentencji
Według relacji rzymskich historyków Swetoniusza i Kasjusza Diona, syn cesarza Tytus wyraził wątpliwości co do nowego podatku. Zwrócił ojcu uwagę na mało zaszczytne pochodzenie tych dochodów. Reakcja Wespazjana przeszła do historii.
Cesarz wziął monetę pochodzącą z pierwszych wpływów podatkowych i dał ją synowi do powąchania. Gdy Tytus stwierdził, że nie ma zapachu, ojciec odpowiedział: "A przecież pochodzi z moczu" (Atqui ex lotio est).
Tak narodziła się słynna maksyma "pecunia non olet". Wespazjan udowodnił w ten sposób, że wartość pieniądza nie zależy od jego pochodzenia, lecz od możliwości zakupu.
Trwałe dziedzictwo antycznej maksymy
Sentencja "pecunia non olet" przetrwała tysiące lat i funkcjonuje w międzynarodowym słowniku do dziś. Została przetłumaczona na niemal wszystkie języki europejskie i weszła do języka potocznego. Opisuje sytuacje, w których liczy się efekt finansowy, a nie droga do sukcesu.
W wielu kulturach oznacza akceptację dla gospodarczego pragmatyzmu. Tam, gdzie cel uświęca środki, a pochodzenie pieniędzy jest mniej ważne niż ich praktyczna wartość.
Współczesne badania archeologiczne i ekonomiczne często wracają do tematu podatku od moczu. Rzymscy urzędnicy, którzy go projektowali, okazali się być przodkami nowoczesnych ekonomistów.