Pielgrzymka na Górę Jawor w 100-lecie objawień maryjnych ruszyła z Rozdziela. Pątnicy mają do pokonania blisko 50 km
W tym artykule:
Trzy dni w drodze na Górę Jawor
W tym roku pielgrzymki na szczyt wznoszący się nad Wysową mają niezwykły wymiar. Pątnicy przychodzą tutaj w 100. rocznicę objawień maryjnych z 1925 roku i modlą się w kaplicy, którą w trakcie objawień poleciła wybudować sama Matka Boża.
Po Liturgii Świętej wyruszyli dzisiaj z Rozdziela z ks. proboszczem Grzegorzem Pacanem, który prowadzi grupy pątników na Jawor kilka razy w roku, nie tylko z Rozdziela, ale też organizuje nocne pielgrzymki ze słowackiego Gabaltova. Nie bez przyczyny. To stamtąd, już po zmierzchu, dokładnie przed wiekiem wracały Łemkinie z poświecenia kaplicy. Wtedy doznały objawień.
Pielgrzymka z Rozdziela ma do pokonania blisko 50 kilometrową trasę. Dzisiaj pątnicy przejdą przez Męcinę Wielką do Ropicy Górnej i Małastowa, pokonując 13 kilometrów nie tylko grogami, ale też przez pola i las. Jutro z Małastowa przez Przysłup dotrą do Nowicy, pokonując tyle samo kilometrów. W czwartek po pokonaniu najdłuższego, bo 20-kilometrowego odcinka trasy przez Uście Gorlickie, Kwiatoń i Hańczową dotrą do Wysowej-Zdroju. W piątek rano wejdą na Górę Jawor, gdzie już o godz. 9.30 odśpiewany zostanie molebeń do Przenajświętszej Bogurodzicy, a po nim rozpocznie się Liturgia Pontyfikalna, czyli uroczysta msza sprawowana przez biskupa z procesją wokół kaplicy. Na zakończenie pątnicy spotkają się na cmentarzu w Wysowej, przy grobie Grafirii Demiańczyk, której przed laty na Górze Jawor objawiła się Maryja.
100 lat temu na Górze Jawor Maryja poprosiła o kaplicę
Wszystko ma swój początek 21 września 1925 roku, gdy cztery Łemkinie wracały do domu ze Słowacji. Szły z uroczystości odpustowych w Gabołtowie, po słowackiej już stronie. Nagle ciemności rozjaśnił blask, jakby snop światła, pośrodku którego stała kobieca postać, która wskazywała im drogę w dół, w kierunku Wysowej.
Trzeba wiedzieć, że wtedy Jawor wyglądał zupełnie inaczej. Słabo zalesiony szczyt dawał widok na cały Beskid Niski. Nie było się więc gdzie ukryć. Zlęknione kobiety uciekły co sił. Glafiria, wówczas 44-letnia kobieta, była zaciekawiona. Zastanawiała się - sen to był czy jawa? Poszła następnego dnia w to samo miejsce. Również tym razem zobaczyła przenikliwe światło i kobiecą postać.
Matka Boża miała się ukazać Glafirii przynajmniej dwa razy. Również we śnie, gdy poprosiła o wybudowanie kaplicy ku jej czci na szczycie góry. Objawienia trwały do 14 października 1925 roku. Do dzisiaj właśnie w tym dniu odbywa się uroczysty odpust z procesją i tak zwaną nocą pokutną poświęconą modlitwie. Dla wschodnich chrześcijan bowiem góra Jawor to taka Beskidzka Grabarka. Podobnie jak tam, na Jawor niosą krzyże - mniejsze czy większe. Każdy z jakąś ważną dla pątnika intencją. Pierwszy z krzyży stanął tam tuż po objawieniach.
Objawienia Glafirii i Franciszka
Glafiria i jej towarzyszki nie były jedynymi, którym ukazała się Matka Boża. Tego samego doświadczył bowiem czteroletni wówczas Franciszek Nowak, syn pogranicznika, który pracował na zielonej granicy ze Słowacją.
Wspinając się na szczyt, Franciszek zbierał kwiaty. Mówił, że niesie je Bozi. Gdy wraz z mamą i Glafirią, która im towarzyszyła, dotarł na szczyt, kobiety zaczęły się żarliwie modlić. Z kontemplacji wyrwał je krzyk chłopca, który głośno skarżył się, że jakaś kobieta chce mu zabrać bukiet.
Żadna z kobiet, które były z chłopcem, jednak jej nie widziała, mimo iż Franek dokładnie opisywał, jak jest ubrana, jakie ma włosy. Ponieważ chłopiec ciągle wracał w opowieściach do tego spotkania, w końcu rodzice uznali, że warto by się spotkać z biskupstwem. Frania przesłuchiwały władze duchowne, świeccy. Wszystkim mówił o pięknej Pani.
W końcu uznano, że faktycznie miał objawienie. Równocześnie do Wysowej dotarli dostojnicy z kurii w Przemyślu. Przepytywali mieszkańców, próbowali w ten sposób ustalić, co się faktycznie wydarzyło. Po wszystkim polecili wybudować w tym miejscu kaplicę. Ta stanęła pod koniec 1929 roku.