Słubice: Strażniczka miejska zleciła zastraszenie męża. Są zarzuty
Pożar samochodu przy niedawno otwartej wieży widokowej w Słubicach był głośną sprawą. Auto doszczętnie spłonęło w biały dzień. Sprawą zajęła się policja. Okazało się, że samochód ktoś ukradł, porzucił i podpalił. Szybko na jaw wyszły kolejne fakty.
Ukradli i podpalili samochód
Pożarem auta zainteresowała się prokuratura. Okazało się, że w sprawę zamieszana jest słubicka strażniczka miejska. Z ustaleń prokuratury wynika, że zleciła swemu koledze nastraszenie jej męża. Kolega strażniczki razem z jeszcze jednym mężczyzną dostali się więc do pojazdu męża strażniczki, tam mieli go nastraszyć. Mężczyzna został poszarpany, nie odniósł jednak większych obrażeń. Udało mu się uciec.
Sprawcy odjechali jego samochodem, a później go porzucili i podpalili w celu zatarcia śladów - mówi "Gazecie Lubuskiej" prokurator Wojciech Kwiek, zastępca prokuratora rejonowego w Słubicach.
Trzy osoby usłyszały zarzuty
Kobieta usłyszała zarzut nakłaniania do przemocy w celu uzyskania określonego efektu. Mężczyźni, którzy działali na jej zlecenie, usłyszeli zarzuty krótkotrwałego użycia samochodu i jego spalenia. Cała trójka ma dozór policyjny, dodatkowo kobieta dostała nakaz opuszczenia mieszkania, które do tej pory zajmowała razem z mężem.
Strażniczka już nie pracuje
Zadzwoniliśmy do Urzędu Miasta w Słubicach z prośbą o informację, czy kobieta wciąż pracuje w straży miejskiej. - Od 15 października nie jest już ona strażniczką miejską. Sytuacja nie miała związku z wykonywanymi przez nią obowiązkami służbowymi - tłumaczy w rozmowie z "GL" Katarzyna Pazurkiewicz, rzeczniczka prasowa słubickiego magistratu.