Sopot: Detale w architekturze są jak biżuteria u kobiety. Rozmowa z Agnieszką Lasotą
- Czy Sopot architektonicznie może się podobać?
- Mi się podoba, z tego co wiem to turystom też się podoba. Czasami sopocka architektura tak urzeka, że turyści stają się stałymi mieszkańcami miasta. Z architekturą jest tak, jak ze wszystkimi elementami życia. Jak coś jest harmonijne, w proporcjach, to nas przyciąga. I to dzieje się w Sopocie.
- W Sopocie dominuje eklektyzm, którego rozkwit nastąpił pod koniec XIX wieku i na początku XX wieku. Te wykusze, wieżyczki, werandy, balkony, dekoracje, gzymsy....
- Eklektyzm, czyli mieszanka stylów, wraz z bogactwem ornamentów, dekoracyjności budynków, składa się na coś co tu nazywamy architekturą sopocką, choć nie jest związany tylko z Sopotem. Detale w architekturze są jak biżuteria u kobiety. Nie musi jej być, ale jak jest, to stanowi piękne dopełnienie.
- Sopot jako kurort rozwijał się od 1. połowy XIX w. Co kryje się pod pojęciem sopocki styl uzdrowiskowy?
- Uzdrowiska w Europie to odpowiedź na rewolucję przemysłową i olbrzymie zanieczyszczenie powietrza. Pojawiły się najpierw w górach, później nad morzem. Ich znakiem rozpoznawczym były werandy, czyli drewniane zdobne przybudówki. Latem wyjmowano z nich okna. Kuracjusze nie musieli całymi dniami spacerować, korzystali z werand. Tu zażywali świeżego powietrza, toczyły się rozmowy. Zadaszenia werand chroniły ich przed deszczem. Charakterystycznym architektonicznym detalem werand były ażurowe ornamenty wycinane w drewnie brzeszczotem, tzw. zdobienia laubzekinowe oraz dosyć płaskie, jak na tamte czasy, dachy.
- Co jest znakiem rozpoznawczym, jeśli chodzi o przestrzeń miejską w Sopocie?
- Może pana zaskoczę. To starodrzew. Dużo go w Sopocie. Drzewa górują nad budynkami i to nie jest ogólnie często spotykana sytuacja w miastach. W Sopocie nie ma wielu wysokich budynków, a w dolnym XIX-wiecznym Sopocie dominuje niska zabudowa, ale nie zmienia to faktu, że miasto starodrzewem stoi. Drzewa "zmiękczają" architekturę, dodając jej uroku. Sopot to specyficzne miasto, bo budynki stoją tu w ogrodach, są otoczone zielenią. Poza kilkoma ulicami tak tu jest - niezależnie od tego, czy mówimy o willach, czy kamienicach wielomieszkaniowych. W większości miast drzewa są dodatkiem do architektury. Tutaj jest tak jakby odwrotnie. Pewnym kłopotem może być zacienienie mieszkań, ale jak to mówią "każdy kij ma dwa końce". Generalnie biję brawo władzom za politykę dosadzania drzew, które uzupełniają istniejący drzewostan. A architektura Sopotu? Jest różnorodna, a jako zespół spójna i to przez łączące ją elementy ta całość jest tak bliska człowiekowi. Jeszcze jedno: proporcje to ogólnie słowo-klucz.
- Sopot jako miasto niewiele ucierpiał w czasie drugiej wojny światowej...
- Zgadza się. Mówi się o zniszczeniach w skali 5 procent i 625 budynkach, bardziej lub mniej uszkodzonych. W stosunku np. do Gdańska to niewiele. Zachowana zabudowa Sopotu wyznaczała powojenne budownictwo. W PRL uzupełniano tu zabudowę np. parterowymi pawilonami handlowymi, a jeśli blokami to w skali dopasowanymi do sąsiedniej zabudowy
- PRL zepsuł Sopot architektonicznie?
- Chciał, ale to się nie udało. W planie była budowa 10-piętrowych bloków. W centrum powstały dwa takie budynki: niedaleko urzędu miasta i przy ulicy Grottgera. To, że nie wybudowano więcej takich bloków to, z tego co wiem, zasługa raptem jednej wybitnej i walecznej osoby: architektki i urbanistki Julii Bąkowskiej. Jako urbanistka zajmowała się odbudową powojennego Gdańska, ale mieszkała w Sopocie. Nie pozwoliła zepsuć miasta. Na marginesie chciałabym, by kiedyś Julia Bąkowska została (pośmiertnie) honorowym obywatelem miasta albo choć żeby był w Sopocie skwerek jej imienia. Poza tym, zachowaniu spójności Sopotu "sprzyjały" również trudności gospodarcze państwa. W pewnym okresie nie było pieniędzy na rozbiórkę istniejących zabudowań i budowę w tym miejscu blokowisk. Dla ciekawych tego, co nas ominęło: jest W Sopocie makieta pokazująca plan socjalistycznego przeobrażenia Sopotu. Do zobaczenia w sopockim urzędzie miasta.
Czytaj także:
- Jak ocenia pani aktualną architektoniczną i urbanistyczną politykę władz miasta?
- Jak się pan mnie zapyta, czy jestem dobrym człowiekiem, to odpowiem, że staram się być dobra, choć mam lepsze i gorsze strony. I tak jest zapewne z osobami wybranymi w wyborach samorządowych. Zamiary są dobre, a różne są oceny realizacji. Ile ludzi, tyle opinii. Na pewno dobre jest to, że ochronie podlega, już od 1979 roku, miasto Sopot jako zespół urbanistyczno-krajobrazowy. Już wtedy całość została wpisana do rejestru zabytków.
- Perełki architektoniczne Sopotu?
- Budynek przy ulicy Grunwaldzkiej 70 (kamienica secesyjna z 1906 r. - dop. redakcji). Dlaczego? On najlepiej pokazuje, jak jeszcze piękniejsza mogłaby być architektura Sopotu. W czasach, gdy Sopot rozwijał się jako miasto, to jest na początku XX wieku, wymyślono ulgi podatkowe, aby zachęcić inwestorów do tworzenia bogatej architektury. I tak wydatki inwestycyjne zwracały się dzięki tym obniżonym podatkom, a my zostaliśmy z taką, a nie inną przedwojenną zabudową Sopotu. Wracając do Grunwaldzkiej 70. W tym budynku zobaczymy dekoracje, których gdzie indziej w Sopocie już nie ma. W oknach pierwszego piętra mamy coś na kształt koronki. Jest także sporo płaskorzeźb. Poza tym, nie ma tam białej stolarki okiennej. Zobrazuję to tak. Jak wiadomo, kobiety to "płeć piękna". I choć wszystkie są piękne, to rano jeszcze trochę poprawiają to i owo. Nasze budynki są takie "sauté", jakby właśnie wstały z łóżka - piękne, ale bez makijażu. Ale gdyby miały jeszcze np. zieloną, granatową, grafitową stolarkę okienną, to byłyby jeszcze piękniejsze.
- Inne miejsce w Sopocie?
- To plebania kościoła św. Jerzego przy ulicy Kościuszki. Kiedyś w tym miejscu stał Dwór XI. Gdy byłam dzieckiem chodziłam tam do salki katechetycznej na religię. Dzisiaj nie ma tam dostępu, a szkoda. Miejsce pokazuje, czym był Sopot zanim stał się kurortem.
Agnieszka Lasota (SOPOT and MORE) - architekt, urbanista, przewodnik. Należy do Towarzystwa Urbanistów Polskich, Sopockiej Organizacji Turystycznej, Gdańskiej Organizacji Turystycznej. Trójmiasto i historia to jej pasja. Prowadziła wycieczki z elementami gry miejskiej pod hasłem "Zobaczyć na nowo to, co już znasz". Pozornie zwykłe zwiedzanie odkrywało przed uczestnikami miejskiego spaceru zależności w otaczającym nas świecie. Jak podkreśla Agnieszka Lasota, historia miasta i jego położenie geograficzne mają wpływ na ekonomię, sztukę czy filozofię. Otoczenie i jego funkcjonalność determinują nasze relacje z przyrodą tak samo, jak użyteczność przestrzeni miejskiej.