Uratować bibliotekę! Relacja Michała Bojarczuka z pierwszych tygodni II wojny światowej

"Olbrzymi majątek szkolny w postaci sprzętu i wyposażenia gabinetów Niemcy zniszczyli lub wywieźli do swego kraju. Sztandar Liceum i Gimnazjum im. Jana Zamoyskiego pocięli na drobne kawałki i rozebrali na pamiątkę "zwycięstwa" - zanotował Michał Bojarczuk, kronikarz, regionalista oraz wieloletni dyrektor I Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Zamoyskiego w Zamościu.
Wkraczające do Warszawy oddziały Wehrmachtu na MarszałkowskąUratować bibliotekę! Relacja Michała Bojarczuka z pierwszych tygodni II wojny światowej
Źródło zdjęć: © Wikipedia | unknown-anonymous
Bogdan Nowak

W swoich niezwykłych zapiskach m.in. opisał pierwsze tygodnie okupacji niemieckiej w tym mieście. Wspomnienia wysłał w 1963 roku do Wrocławskiego Tygodnika Katolików.

To barwna, ale trochę chyba zapomniana lektura.

Pytała Polki, czy inwestują. Oto co wyszło z badań

Tragedia przy ulicy Akademickiej

"Gestapowcy zupełnie nie krępowali się, ludzie byli świadkiem przywożenia i wywożenia aresztowanych. Nie zasłaniali nawet okien. Z sąsiednich kamienic i z Wikarówki było widać oprawców przy robocie katowskiej" - pisał Michał Bojarczuk w swoich wspomnieniach dotyczących 1939 r. "Z więzienia i gestapo przywożono aresztowanych i na boisku szkolnym, naprzeciwko gmachu Akademii, gdzie były rowy przeciwlotnicze, rozstrzeliwano ich i wrzucano do tych dołów. Po pewnym czasie rowy (...) wypełniły się pomordowanymi, zasypano je ziemią. Dalsze rozstrzeliwania miały miejsce już na Rotundzie".

O tych egzekucjach dowiadujemy się nie tylko z relacji Michała Bojarczuka. W murowanym domu przy ul. Królowej Jadwigi w Zamościu, obok gmachu Akademii Zamojskiej, mieszkała ciotka pani Danuty, mieszkanki tego miasta. Jako mała dziewczynka kobieta często ją odwiedzała. Latem 1944 r. (tuż po wyzwoleniu miasta) była świadkiem wydarzenia, o którym nie mogła zapomnieć przez wiele lat.

- Przy domu mojej ciotki był ogród otoczony żywopłotem - wspominała w 2012 roku pani Danuta. - Pod koniec sierpnia zauważyłam, że coś się dzieje. Okazało się, że wykopywane są tam ludzkie szczątki. To był przerażający widok! Prace wykonywali niemieccy jeńcy, pod nadzorem polskich żołnierzy. Wykopywali ciała i kości, a potem wkładali do drewnianych skrzyń. W pewnym momencie jeden z Niemców wyciągnął ludzką kość piszczelową. Nasz żołnierz kazał mu uklęknąć i ją pocałować. Więzień zrobił to i zemdlał. Byłam tym wszystkim przerażona.

Pani Danuta uciekła wówczas do domu ciotki. Ten budynek nadal istnieje. Jak opowiadała, po wojnie został przerobiony na szalet miejski. W 1953 roku, gdy pani Danuta była uczennicą zamojskiego liceum, chciała wyjaśnić czyje szczątki ekshumowano przy ul. Królowej Jadwigi.

- W domu ciotki mieszkała pani o nazwisku Hodoba (lub Chodoba). Zapewniała mnie, że była świadkiem jednego z mordów - opowiadała nam pani Danuta. - Było to podobno w Wigilię 1942 r. między godz. 21 a 23. Przyjechały wówczas trzy samochody ciężarowe z więźniami w eskorcie Niemców. Wysiedli z nich sami mężczyźni. Wyprowadzono więźniów, rozstrzelano, a potem ich ciała wrzucono do wcześniej przygotowanego dołu.

Wybrano dość nietypowe miejsce. Ciotka pani Danuty opowiadała, iż dół wykopano przy ulicy Królowej Jadwigi, a potem zasypano i wyrównano. Kobieta widziała wszystko z okna. Pani Danuta do dzisiaj nie wie, kim byli rozstrzelani mężczyźni (mówiono, że byli to klerycy z jakiegoś seminarium), ilu ich zabito oraz dlaczego w tak nietypowy sposób zamaskowano ich zbiorową mogiłę. Nie znalazła też żadnych informacji o tym, dokąd szczątki osób pomordowanych potem wywieziono.

Podobno zabitych w ten sposób mogło być w sumie blisko dwa tysiące. Na pewno byli to mieszkańcy miasta, a zapewne także powiatu zamojskiego oraz innych części Zamojszczyzny. W 1944 r. część ciał tych nieszczęśników Niemcy ekshumowali do Lasku Sitanieckiego. Po zakończeniu II wojny światowej odbyły się kolejne ekshumacje przy ul. Królowej Jadwigi.

Pedagog, obrońca Ojczyzny

Jak powstały zapiski Michała Bojarczuka? W 1963 r. Wrocławski Tygodnik Katolików, wydawany przez Stowarzyszenie PAX ogłosił konkurs na wspomnienia związane z hitlerowską akcją wysiedleńczo-pacyfikacyjną na Zamojszczyźnie. Do redakcji WTK wpłynęło aż 85 relacji. Pisano je w szkolnych zeszytach, na luźnych kartkach, sporadycznie na maszynach. Czasami - jak opowiadali redaktorzy WTK - "litery stawiano niewprawną ręką" lub "równym, dziecinnym pismem pod dyktando ojca lub matki". Nie tylko. Jeden z autorów (był to Bogusław Maziarczyk z Chomęcisk Małych) tłumaczył redaktorom, że wspomnienia napisał "przy pomocy sąsiadów".

Te relacje nadesłali głównie byli partyzanci, chłopi - mieszkańcy kilkudziesięciu miejscowości naszego regionu, ale też przedstawiciele inteligencji (w 1968 r. większość z tych relacji wydano w książce pt. Zamojszczyzna w okresie okupacji hitlerowskiej). Jednym z nich był Michał Bojarczuk. Była to postać w Zamościu znana i szanowana.

Urodził się w 1900 w Białobrzegach. Ukończył m.in. polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Potem pracował jako nauczyciel w Siedlcach, Dubnie i Łucku. W 1938 r. ponownie trafił do Zamościa (uczył się wcześniej w miejscowym gimnazjum), gdzie został nauczycielem w Państwowym Liceum i Gimnazjum im. Jana Zamoyskiego. Był też m.in. korespondentem "Kroniki Powiatu Zamojskiego" oraz redaktorem "Strzeleckiej Gromady" i "Naszego Jutra".

Gdy wybuchła wojna Bojarczuk walczył przeciwko Niemcom: najpierw w mundurze podporucznika rezerwy, potem wstąpił do konspiracyjnego Związku Walki Zbrojnej, a następnie do AK. Był jednym z organizatorów zamojskiego, tajnego nauczania. W 1944 r. został dyrektorem zamojskiego gimnazjum, a potem liceum (od 1949 r. było to I LO). Pełnił tę funkcję przez wiele lat, aż do 1971 r.

Bojarczuk słynął z pasji bibliofilskiej (miał podobno ponad 6 tys. książek). Był też m.in. współzałożycielem Zamojskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk oraz autorem monografii "Academia Zamoscensis". Pisał też wspomnienia. Jego relacja nadesłana do WTK nosi tytuł "Rządy hitlerowskie w Zamościu". Rozpoczyna się we wrześniu 1939 r.

W poszukiwaniu biblii Gutenberga

Wybuch wojny zaskoczył wielu mieszkańców Zamościa. Żołnierze miejscowego garnizonu zostali wcieleni do Armii Prusy i pomaszerowali w kierunku Radomia i Kielc. Jednak koszary nie były puste. Miejsce 9 Pułku Piechoty Legionów zajął m.in. Ośrodek Zapasowy Piechoty pod dowództwem ppłk. Czesława Czajkowskiego oraz Ośrodek Zapasowy Artylerii Konnej. Kłopot w tym, że ci żołnierze nie byli w stanie zorganizować obrony przeciwlotniczej.

A już 1 września (był to pierwszy dzień II wojny światowej) nad Zamościem pojawiły się niemieckie samoloty zwiadowcze. Dwa dni później przyleciało natomiast dziewięć hitlerowskich bombowców. Spuściły bomby m.in. na dworzec PKP oraz zabudowania majątku rodziny Kowerskich przy ul. Żdanowskiej.

Kolejny nalot odbył się 12 września. Tym razem najeźdźcy atakowali koszary oraz zamojską Rotundę. Szacuje się, że w wyniku tych ataków zginęło ok. 200 osób. 13 września znajdujący się w Zamościu żołnierze wycofali się w okolice Barchaczowa. Jeszcze tego samego dnia do miasta wkroczyły wojska niemieckie. Wprawdzie 19 września Polacy próbowali Zamość odbić (był to 2 Rezerwowy Pułk Piechoty dowodzony przez płk. Stanisława Gumowskiego), ale ten atak się nie powiódł.

A okupanci od razu zaczęli szukać skarbów. "Grupa oficerów gestapowskich weszła do Kolegiaty. Szukali zdeponowanej przez Kurię Biskupią w Pelplinie bogatej biblioteki Seminarium Duchownego. Spodziewali się, że w zawartości 29 skrzyń znajduje się także słynna Biblia Gutenberga, którą jednak ks. Antoni Lidke (chodzi zapewne o Antoniego Liedtke, który był wykładowcą pelplińskiego seminarium oraz diecezjalnym konserwatorem sztuki - przyp. red.) oddał w depozyt władzom państwowym, jeszcze przed rozpoczęciem działań wojennych" - pisał Bojarczuk. - Bibliotekę pelplińską wywieźli z Kolegiaty na kilku samochodach. Gestapowcy mieli doskonały wywiad, wiedzieli o dacie zdeponowania, kto deponował, ile skrzyń itd."

25 września Niemcy opuścili Zamość. "Zapanowała jakaś dziwna, niesamowita cisza, tylko żołnierze polscy, bez broni, pojedynczo i grupkami, pieszo i na wozach, przechodzili w różnych kierunkach. Wieczorem nie było już ani jednego żołnierza niemieckiego" - notował Bojarczuk.

Uratować bibliotekę!

Była to cisza przed burzą. 27 września do Zamościa weszły oddziały radzieckiego 8 Korpusu Strzeleckiego. W mieście czekał już na nich zorganizowany przez miejscowych komunistów Ludowy Komitet Przywitania Czerwonej Armii, który przejął władzę (Sowieci byli wówczas sojusznikami Hitlera). Wprowadzono stan wojenny. Jednak komuniści rządzili w Zamościu tylko sześć tygodni.

Na mocy nowych niemiecko-radzieckich porozumień Armia Czerwona wycofała się z Zamościa. Przy okazji jej żołdacy ograbili miasto ze wszystkiego co się tylko dało wywieźć (wyrwano nawet podkłady kolejowe). Wywieziono też na wschód kilkuset Polaków: głównie wojskowych i duchownych. Wielu z nich nigdy do Zamościa nie wróciło. Bojarczuk nie mógł jednak o tym w PRL-u pisać.

"Już 4 października wyraźnie było widać, że wojska radzieckie opuszczają Zamość; zabrano wszystkich rannych ze szpitala, zabierano też na samochody ludzi, którzy chcieli wyjechać na wschód" - pisał. - "Poważna ilość Żydów wyjechała z wojskiem radzieckim. Byli i tacy, którzy nie mogli się zdecydować - wyjeżdżać, czy nie?".

8 października w Zamościu ponownie pojawili się Niemcy. Wtedy Bojarski oraz inni pracownicy zamojskiego Gimnazjum (mieściło się w budynku dawnej Akademii Zamojskiej) postanowili uratować szkolne zbiory.

"Szpital w gmachu byłej Akademii, gdzie leżeli ranni polscy żołnierze został zlikwidowany, wszystkich rannych oficerów wywieziono do Krakowa" - pisał. "Niemcy zaczęli coraz częściej zaglądać do Akademii, widać było wyraźnie, że coś planowali. Profesorowie, którzy byli wówczas w Zamościu, postanowili ratować mienie szkolne (byli to Michał Pieszko, Franciszek Buszek, Helena Woźniak, Michał Bojarczuk, Maria Margol, szkolna sekretarka oraz Władysław Kabat z Muzeum Zamojskiego - przyp. red.). Przy wynoszeniu książek należało zachować dużą ostrożność, dlatego podawano je przez okno na parterze od strony mleczarni i wynoszono do Ratusza.

22 tys. książek (były to największe zbiory biblioteczne na Zamojszczyźnie) trafiło najpierw na parter północnej oficyny Ratusza, a potem przeniesiono je do muzeum. Tam zostały zmagazynowane w pokoju na drugim piętrze. Drzwi do tego pomieszczenia zastawiono szafą z eksponatami (to był dobry schowek - biblioteka wojnę przetrwała).

Ponadto udało się schować szkolne archiwum, siedem mikroskopów oraz m.in. szkolne "okazy" biologiczne. Ludzie, którzy ratowali te zbiory, szybko przekonali się, iż... złe przeczucie ich nie myliło. Bo to co w szkole zostało Niemcy ukradli lub zniszczyli.

"Olbrzymi majątek (...) w postaci sprzętu i wyposażenia gabinetów Niemcy zniszczyli lub wywieźli do swego kraju" - pisał z żalem Bojarczuk. "Sztandar Liceum i Gimnazjum im. Jana Zamoyskiego pocięli na drobne kawałki i rozebrali na pamiątkę "zwycięstwa". Ostatecznie gmach Akademii zajęło Schutzpolizei (niemiecka Policja Ochronna - przyp. red.)".

Zaczęły się represje.

Wysiedleńcy z Poznania

"Przywieźli (...) z powiatu biłgorajskiego chłopa, który trzymał w ręku zakrwawioną siekierę. Żołnierz niemiecki chciał mu coś z domu zabrać, chłop nie chciał dać i w pasji odciął żołnierzowi rękę" - pisał w relacji Bojarczuk. - "Aresztowanych wzięli do środka bloku koszarowego, gdzie było 60 jeńców polskich.

Okupanci organizowali nową władzę w mieście. Wyrzucali z urzędów Polaków. Ich miejsca zajmowali Niemcy oraz volksdeutsche. Zajęli też wiele zamojskich budynków m.in. kino. Rozpoczęły się aresztowania. Za kraty trafili: Marian Sochański, zamojski starosta, poseł Bolesław Wnuk, prof. Stefan Miler, Józef Kusz, kierownik szkoły w Suchowoli oraz wielu innych.

Więźniowie trafiali najpierw do zamojskich Koszar, a potem do słynnej kamienicy Czerskiego na Starym Mieście. Tam swoją siedzibę założyła niemiecka Tajna Policja Państwowa (Gestapo). Michał Bojarczuk opisał zbrodniczą działalność jej funkcjonariuszy. W jego wspomnieniach możemy także znaleźć zapiski dotyczące m.in. losów wysiedleńców z Poznańskiego, którzy pod koniec listopada i na początku grudnia trafili na Zamojszczyznę.

"Usunięto ich z własnych domów i gospodarstw. Adwokat Zygmunt Branicki, który przypadkowo znalazł się na (zamojskim) dworcu kolejowym, widział dużo trupów wyrzucanych z wagonów. Byli to właśnie wysiedleńcy z Poznańskiego, wiezieni w okropnych warunkach" - wspominał Bojarczuk. "Ludzie ci do Zamościa przyjechali bardzo wyczerpani i zmarznięci. Niemcy ulokowali ich w Kolegiacie (dzisiaj to Katedra). Zamościanie natychmiast przyszli im z pomocą. Nieszczęśliwych wywieziono do wsi powiatu zamojskiego i ulokowano u chłopów, wielu wysiedlonych zostało w samym Zamościu".

Taka pomoc musiała być jednak z wielu przyczyn ograniczona. Pierwsze tygodnie niemieckiego panowania były coraz bardziej odczuwalne.

"Ceny artykułów żywnościowych z każdym dniem podnosiły się (...). Brak było na rynku mięsa, słoniny i jaj, gdyż Niemcy masowo skupowali te artykuły i wysyłali do Reichu. Chłopi nie mieli zaufania do polskiej waluty, woleli swoje artykuły sprzedawać za bieliznę, ubranie, nawet meble. Wszyscy, którzy mieli pieniądze starali się je lokować w walucie obcej, szczególnie dolary były poszukiwane" - pisał Michał Bojarczuk. "Za jednego dolara płacono 70 zł. Landrat niemiecki (starosta - przyp. red.) wydał zarządzenie, że nie można wywozić poza granicę powiatu żadnych środków żywnościowych".

Ponure flagi

Pojawiły się też inne zarządzenia. Żydzi musieli nosić na ramionach białe opaski z gwiazdą Dawida. Kupcom nakazano wywieszać na swoich sklepach tabliczki z napisami, które miały informować czy "interes" jest żydowski, czy aryjski. Mieszkańcy Zamościa i całego regionu czuli się coraz bardziej osaczeni.

"Tak dobiegał rok 1939, rok wielkich tragedii, nieszczęść i cierpień" - pisał w swoich wspomnieniach Bojarczuk. "Na Ratuszu, na gmachu starostwa i byłej Akademii pojawiły się dużych rozmiarów flagi czerwone z czarnymi swastykami".

A w innym miejscu notował: "Nowy rok 1940 w Zamościu Niemcy rozpoczęli rozstrzelaniem 17 osób, w tym jednej kobiety, Urzędnicy Wydziału Powiatowego przez okna obserwowali egzekucję. Z mordowaniem Polaków Niemcy zbytnio się nie kryli".

Był to dopiero wstęp do wojennej gehenny mieszkańców Zamojszczyzny, która miała nastąpić później...

Wybrane dla Ciebie
Kościerzyna: Został zatrzymany za jazdę po narkotykach. Dziś dziękuje policjantom i mówi, że uratowali mu życie
Kościerzyna: Został zatrzymany za jazdę po narkotykach. Dziś dziękuje policjantom i mówi, że uratowali mu życie
Miedź i srebro z niższym podatkiem. Rząd przyjął projekt ustawy
Miedź i srebro z niższym podatkiem. Rząd przyjął projekt ustawy
Białobrzegi: Nowe lampy przy drogach powiatu. Starostwo wykorzystało dotację z programu Mazowsze dla klimatu 2025
Białobrzegi: Nowe lampy przy drogach powiatu. Starostwo wykorzystało dotację z programu Mazowsze dla klimatu 2025
Poznań: Czeka nas duży remont na Jeżycach. Ale na efekty poczekamy
Poznań: Czeka nas duży remont na Jeżycach. Ale na efekty poczekamy
Bezpieczne wycieczki w góry jesienią i zimą. Najważniejsze zasady i wskazówki, które mogą uratować wam życie
Bezpieczne wycieczki w góry jesienią i zimą. Najważniejsze zasady i wskazówki, które mogą uratować wam życie
Lubelski Festiwal Nauki pobił własny rekord
Lubelski Festiwal Nauki pobił własny rekord
Oświęcim: Służby apelują do kierowców. Nie parkujcie samochodów na drogach pożarowych, bo w razie zagrożenia utrudni to akcję ratowniczą
Oświęcim: Służby apelują do kierowców. Nie parkujcie samochodów na drogach pożarowych, bo w razie zagrożenia utrudni to akcję ratowniczą
Lokaty coraz słabsze, ale pieniędzy w bankach przybywa
Lokaty coraz słabsze, ale pieniędzy w bankach przybywa
Wrocław: Policjanci byli szybsi, organizatorzy nielegalnych wyścigów - wściekli. Przerwany nielegalny zlot, mandaty i strata dokumentów
Wrocław: Policjanci byli szybsi, organizatorzy nielegalnych wyścigów - wściekli. Przerwany nielegalny zlot, mandaty i strata dokumentów
Igołomia-Wawrzeńczyce: Chryzantemy, ulubione kwiaty wszystkich świętych. Pod Krakowem jest prawdziwe królestwo jesiennych roślin
Igołomia-Wawrzeńczyce: Chryzantemy, ulubione kwiaty wszystkich świętych. Pod Krakowem jest prawdziwe królestwo jesiennych roślin
Warszawa: Nietrzeźwy kupił kolejne piwo. Sklep może stracić koncesję
Warszawa: Nietrzeźwy kupił kolejne piwo. Sklep może stracić koncesję
Knurów: Wypadek w kopalni. Pracownik spadł z wysokości
Knurów: Wypadek w kopalni. Pracownik spadł z wysokości