"To zawód na świeczniku". Książka Piotra Gołdyna o nauczycielach
Anna Pilarska. To nie jedyna pana książka historyczna. Skąd pomysł na publikację?
Piotr Gołdyn. Książka „Życie codzienne nauczycieli w II Rzeczypospolitej” powstała z potrzeby serca. Pracowałem kiedyś w szkole i w Centrum Doskonalenia Nauczycieli w Koninie, miałem styczność z nauczycielami. Kiedy zacząłem gromadzić materiały dotyczące historii oświaty, trafiały do mnie także akta osobowe nauczycieli sprzed wojny. A że dwudziestolecie międzywojenne to mój ulubiony okres historyczny, postanowiłem drążyć temat. Z czasem pojawiły się też wyjazdy do Łucka na Ukrainie, gdzie znajduje się mnóstwo takich dokumentów. Tak zakiełkował pomysł, by pokazać, jak ci nauczyciele żyli na co dzień – nie tylko zawodowo, ale także rodzinnie i prywatnie.
Pytała Polki, czy inwestują. Oto co wyszło z badań
Anna Pilarska. Niejednokrotnie słyszeliśmy, że przed wojną to byli „prawdziwi nauczyciele”. Mit czy prawda?
Piotr Gołdyn. Okazało się, że to mit. Nauczyciele sprzed wojny nie byli wcale wyjątkowi na tle późniejszych czy współczesnych – również borykali się z wieloma problemami. Droga do zawodu była trudna. Po odzyskaniu niepodległości przyjmowano do pracy osoby po czterech czy sześciu klasach szkoły powszechnej, byle potrafiły czytać i pisać, bo nauczycieli brakowało. Powstawały szkoły przygotowujące przyszłych pedagogów – tzw. preparandy. Jedna z nich działała do 1926 roku w Uniejowie. Drugą ścieżką były seminaria nauczycielskie, które później przekształcono w licea pedagogiczne. Najczęściej trafiały tam dzieci chłopskie. Dla nich zawód nauczyciela oznaczał awans społeczny. Większość nauczycieli wywodziła się właśnie z takich środowisk – wiejskich i małomiasteczkowych.
Anna Pilarska. Jaka jest struktura książki?
Piotr Gołdyn. Na początku omawiam, jak wyglądała oświata po 1918 roku. Mieliśmy wtedy trzy różne systemy, odziedziczone po zaborcach, które trzeba było ujednolicić. Brakowało nauczycieli – germanizacja i rusyfikacja zrobiły swoje. W książce opisuję też spory o to, czy szkoła ma być siedmio- czy ośmioklasowa, wyznaniowa czy międzywyznaniowa. Kolejne rozdziały pokazują, jak można było zostać nauczycielem, jakie były programy szkolne, ideały wychowawcze, metody nauczania, status społeczny, zarobki czy warunki pracy. Zajmuję się także życiem prywatnym nauczycieli, ich religijnością, konfliktami z prawem, chorobami zawodowymi. Opowiadam zarówno o codziennych trudach, jak i tragicznych wydarzeniach w ich życiu.
Anna Pilarska. Skąd pan czerpał materiały?
Piotr. Gołdyn. Objechałem archiwa w całej Polsce – od Poznania, Krakowa, Lublina, Warszawy, po Wilno i Lwów. Korzystałem z akt osobowych, wspomnień nauczycieli, także pisanych w PRL-u, z prasy i wydawnictw związków zawodowych. Ważnym źródłem były też fotografie – nie tylko oficjalne zdjęcia klasowe, ale i prywatne ujęcia, bo w końcu książka dotyczy życia codziennego.
Anna Pilarska. Ile czasu zajęło panu napisanie tej książki?
Piotr Gołdyn. Pomysł nosiłem w sobie od dawna. Chciałem, by publikacja ukazała się w Państwowym Instytucie Wydawniczym, w serii „Życie codzienne”. Gdy wydawnictwo wznowiło tę serię, zgłosiłem swój projekt i został przyjęty. Od tego momentu do premiery minęły dwa intensywne lata pracy. Efektem jest 480 stron. Książka miała ukazać się 14 października, w Dzień Nauczyciela, ostatecznie jednak trafiła do księgarń 12 listopada 2024 roku.
Anna Pilarska. Rozmawiamy właśnie z okazji Dnia Edukacji Narodowej, choć wielu wciąż mówi po prostu „Dzień Nauczyciela”.
Piotr Gołdyn. Oficjalnie Dzień Edukacji Narodowej obchodzimy dopiero od 1973 roku, w dwusetną rocznicę powstania Komisji Edukacji Narodowej. Przed wojną takiego święta nie było. Od 1932 roku obchodzono natomiast tydzień szkoły powszechnej, kiedy to organizowano zbiórki na budowę placówek i różne uroczystości. Warto dodać, że istniało spore zróżnicowanie między nauczycielami szkół średnich a powszechnych. Ci pierwsi, po studiach, patrzyli z góry na kolegów uczących w „powszechniakach”, którzy najczęściej kończyli seminaria nauczycielskie i kursy dokształcające.
Anna Pilarska. Dla kogo więc powstała ta książka?
Piotr Gołdyn. Przede wszystkim dla nauczycieli, ale też dla studentów pedagogiki i wszystkich zainteresowanych historią dwudziestolecia międzywojennego. Ktoś zasugerował mi nawet, żebym napisał podobną książkę o III Rzeczypospolitej. Moim zdaniem wiele się nie zmieniło, poza oczywiście warunkami pracy. Dziś nauczyciele mają własne mieszkania, samochody, nowoczesne szkoły. Przed wojną bywało, że pedagog mieszkał w wynajętej izbie albo kątem w budynku szkolnym. Do pracy chodziło się pieszo albo jeździło rowerem. Sam znalazłem informację o jednym nauczycielu z samochodem – ale tylko dlatego, że był korespondentem prasowym i musiał się przemieszczać.
Anna Pilarska. Nauczyciele od lat narzekają na zarobki, brak stabilizacji, reformy. Czy to się zmieniło?
Piotr Gołdyn. Proszę mi wierzyć – niewiele. Zawsze były reformy, zmiany programów, nowe przedmioty. Przed wojną też tak było. Oświata była, jest i będzie sprawą polityczną – każda władza chce mieć obywateli lojalnych wobec siebie. Były też specyficzne przepisy. Na przykład na Śląsku obowiązywała ustawa celibatowa – nauczycielka, która wychodziła za mąż, musiała odejść ze szkoły. Gdzie indziej nauczyciele tracili pracę, gdy na przykład ktoś odmówił wynajmu izby na potrzeby klasy. Władze mogły też przenosić nauczyciela w dowolne miejsce w kraju, jeśli za bardzo „politykował”.
Anna Pilarska. Jakie przesłanie płynie z książki?
Piotr Gołdyn. Nie chcę narzucać odbioru. Każdy czytelnik znajdzie w niej coś innego. Książka jest napisana tak, że można ją otworzyć w dowolnym rozdziale i przeczytać tylko to, co go interesuje. Dla mnie była frajdą i ogromną przygodą poznawczą. Starałem się zachować obiektywizm – pisać zarówno o nauczycielach sympatyzujących z sanacją, narodowcami, jak i z komunistami. To zawód na świeczniku, zawsze komentowany i oceniany – i tak jest do dziś.
Dziękuję za rozmowę.