Czy „Seksmisja” wciąż śmieszy? Pytamy młodych aktorów z Krakowa
„Seksmisja” to komedia science-fiction, opowiadająca o perypetiach dwóch śmiałków, którzy w 1991 roku poddają się hibernacji. Kiedy zostają wybudzeni w 2044 roku, okazuje się, że są jedynymi mężczyznami w świecie rządzonym i zamieszkanym wyłącznie przez kobiety. W główne role wcielają się Jerzy Stuhr i Olgierd Łukaszewicz.
Zrealizowany w 1983 roku film Juliusza Machulskiego jest pomysłową satyrą na feminizm, ale po swej premierze został powszechnie odczytany jako kpina z komunistycznego systemu. Czy dziś po ponad 40 latach jest równie śmieszny? Na pytanie to odpowiedziała nam czwórka młodych aktorów.
Mikołaj Kubacki, aktor Teatru Starego, gwiazda filmu "Apokawixa"
„Seksmisję” z zachwycającymi kreacjami aktorskimi, w tym Jerzego Stuhra, miałem okazję obejrzeć niedawno po raz pierwszy w życiu. Film ten wywarł na mnie ogromne wrażenie, zarówno pod względem formy, siły przekazu, jak i twórczej lekkości, z jaką opowiada o sprawach niebanalnych.
Przy okazji rozmowy ze znajomymi o naszych ulubionych filmach, wspomniałem, że nadrobiłem zaległości i w końcu obejrzałem „Seksmisję”. Byli szczerze zdziwieni, że nie wychowałem się na tym filmie. Dla nich to pozycja obowiązkowa i bez wahania przyznali jej miejsce w tzw. „topce”.
Wspólnie zgodziliśmy się, że twórczość Juliusza Machulskiego to fenomen na skalę całego kraju. Jako młodzi twórcy i widzowie mamy wielkie pragnienie, by na naszej drodze zawodowej spotykać reżyserów o podobnej klasie i wyobraźni.
Gdybym miał podsumować moje wrażenia z seansu jednym zdaniem, powiedziałbym: „Seksmisja” to film przede wszystkim znakomicie zagrany. Aktorzy doskonale znają swoje zadania, a bohaterowie są spójni i przekonujący. Dzięki temu ogląda się ten film z ogromną przyjemnością i smakiem.
Aleksandra Grabowska, aktorka filmowa i serialowa z Krakowa
„Seksmisja” to dla mnie przykład wspaniałego aktorstwa, które nie bierze jeńców. Totalnego, pełnego dezynwoltury i dystansu. To scenariusz, który mieści w sobie satyrę polityczną, tak zabawną, a jednocześnie dziś może nawet bardziej niż kiedyś przerażającą wizją totalitarnego świata pełnego dezinformacji, propagandy i samotności.
Przypomina nam, że odebranie wolności w sferze seksualności bardzo łatwo może stać się narzędziem opresji. Brzmi znajomo. Klasa, z jaką Juliusz Machulski rozbraja temat „wojny płci”, stereotypu, który dziś, 40 lat później, jest tak delikatny, udowadnia, że to kino kultowe, kino którego nam brakuje. Pozornie lekkie, a jednak nieskończenie celne. Zabawne, ale nieskończenie uczciwe.
Mateusz Janicki, aktor Teatru Słowackiego, Pan Samochodzik w Netflixowej adaptacji przygód bohatera powieści Zbigniewa Nienackiego
„Seksmisja” jest nadal totalnie śmiesznym filmem. Mało tego: to niesamowite, ale obecnie nabrał jeszcze mocniejszego znaczenia. Są takie filmy, które w wyniku zmiany kontekstu, tracą swoją śmieszność i sens. Niestety – dobre polskie komedie nie są przykładem tego zjawiska. To oczywiście „Seksmisja, ale także wiecznie żywe dzieła Stanisława Barei.
Może jedynie dzisiaj słynny cytat „Tam na wschód musi być jakaś cywilizacja”, trzeba by zmienić na „Tam na zachód musi być jakaś cywilizacja”. Poza tym, ciągle śmieszy cała ta zabawa koncepcją wojny płci. Kiedyś była to satyra na feminizm, teraz można to odebrać jako satyrę na prawicowy i konserwatywny strach przed samookreślaniem przez ludzi swej płci. Jesteśmy obecnie świadkami walki w przestrzeni medialnej o feminatywy, o końcówki żeńskie i męskie, a przecież nie chodzi o to jak się ktoś definiuje płciowo, tylko jakim jest człowiekiem.
Humor „Seksmisji” sprawia, że nie wiadomo czy opowiedziana w niej historia jest utopią czy dystopią. Dla mnie to po prosu zwariowana fantazja, która niespodziewanie dziś jest bardziej aktualna niż kiedyś.
Pola Błasik, aktorka Teatru Słowackiego, piosenkarka, niedawno wydała płytę "Powidoki"
„Seksmisja” jest jednym z tych filmów, do których wraca się z uśmiechem i nostalgią. Mimo upływu lat, nadal intryguje, zaskakuje i bawi.
Bez wątpienia na niektóre tematy patrzymy dziś zgoła (nomen omen) inaczej, a pewne kwestie dialogowe byłyby obecnie nie na miejscu, ale brawurowe aktorstwo i „sposób podawania” tekstu przez Jerzego Stuhra i Olgierda Łukaszewicza sprawiają, że nawet po 40 latach nie sposób się nie uśmiechnąć.
Nie bez powodu „Seksmisja” stała się częścią polskiej kultury, a cytatami z niej posługujemy się niemal na co dzień.