Motor Lublin wygrał w Radomiu. Historyczny wynik stał się faktem
Motor Lublin dzięki zwycięstwu nad Radomiakiem w ostatniej kolejce sezonu zapewnił sobie siódme miejsce w tabeli (bilans: 14-7-13). To najlepszy wynik w historii występów drużyny ze stolicy województwa lubelskiego w krajowej elicie. Poprzednim była dziewiąta lokata w rozgrywkach 1984/85.
Radomiak Radom – Motor Lublin 2:3 (0:1)
Bramki: Henrique 47, Leandro 83 – N’Diaye 14, Mraz 53, 57
Radomiak: Koptas – P. Henrique, Agouzoul, Burch, Ouatarra (62 Guilherme), Ramos (62 Tapsoba), Kaput (62 Jordao), Barbosa (80 Leandro), Grzesik, Alves, Perotti (71 Dadashov). Joao Henrique
Motor: Tratnik – Palacz, Ede (90+2 Kruk), Matthys, Wójcik (76 P. Stolarski), Łabojko (64 Samper), N’Diaye, Caliskaner (64 Scalet), Wolski, Ceglarz (76 Król), Mraz. Trener: Mateusz Stolarski
Żółte kartki: Alves, Perotti, Agouzoul – Ede, Scalet, Kruk, Tratnik
Sędziował: Tomasz Musiał (Kraków)
Od pierwszych minut sobotniego spotkania w Radomiu trener Mateusz Stolarski miał powody do zadowolenia, choć z racji na czerwoną kartkę sprzed tygodnia, mecz oglądał z wysokości trybun. Przy linii zastępował go natomiast Przemysł Jasiński, jego asystent.
Już w 2. minucie walczący o najlepszy wynik w historii ekstraklasowych występów goście byli bliscy objęcia prowadzenia. Z głębi pola dośrodkowywał Bartosz Wolski, a w dosyć trudnej sytuacji dobrze głową uderzył Samuel Mraz. Strzał słowaka wylądował na poprzeczce bramki strzeżonej przez Wiktora Koptasa.
Kilkadziesiąt minut później także głową próbował Mbaye Jacques N’Diaye. Tym razem z prawego skrzydła centrował Piotr Ceglarz. Senegalczyk nie trafił jednak w światło bramki, więc gospodarzom upiekło się po raz drugi.
Stare porzekadło że do trzech razy sztuka, przy Struga 63 okazało się prawdziwe. Żółto-biało-niebiescy otworzyli wynik w 14. minucie, po rzucie rożnym. Dogrywał Wolski, a na woleja zdecydował się Kaan Caliskaner. Z uderzenia wyszło idealne podanie do N’Diaye, który z najbliższej odległości umieścił piłkę w siatce. Gospodarze być może by się obronili, ale zamiast skupić się na tym, to protestowali, domagając się faulu, gdy na murawę padł Marco Burch.
Zieloni w międzyczasie też stworzyli sobie okazję. W 6. minucie lewym skrzydłem popędził Jan Grzesik. Pomocnik przebiegł z futbolówką kilkadziesiąt metrów, wpadł w pole karne i huknął na bramkę, ale wprost w Gaspera Tratnika.
Do przerwy więcej z gry mieli żółto-biało-niebiescy, którzy zasłużenie wygrywali 1:0. Lublinianie oddali dziesięć strzałów, podczas gdy ich rywale cztery. A były też sytuacje, w których strzału zabrakło, choć pachniało golem. Jak w 33. minucie, gdy nieporozumienie defensywy powinien lepiej wykorzystać Ceglarz. Kapitan w zasadzie stanął oko w oko z Koptasem, lecz nie trafił czysto w piłkę.
Z szatni wyszedł odmieniony Radomiak. Widać było, że miejscowi mają ciąg na bramkę, co szybko udokumentowali golem. W 47. minucie z narożnika wrzucał Rafael Barbosa, a głową Tratnika pokonał Paulo Henrique.
Radość na stadionie nie trwała długo. Nastroje fanów radomskiej drużyny zmącił Mraz, który w 53. minucie bez przyjęcia uderzył po zgraniu piłki głową przez Herve Matthysa. Dla napastnika z Lublina było to piętnaste trafienie w sezonie, a na szesnaste czekał… zaledwie cztery minuty. Jego strzał głową zdołał odbić Koptas, ale przy dobitce prawą nogą nie miał już szans.
Motor zwycięstwa już nie oddał, ale ostatnie słowo tego dnia należało do Radomiaka. W 83. minucie gola kontaktowego przyniosła akcja zmienników. Abdoul Tapsoba podawał, a strzelał Leandro. Brazylijczyk jest klubową legendą, występują w nim od 2012 roku.
Przyznać trzeba, że końcówka należała do Radomiaka i gdyby nie postawa Tratnika, albo większa precyzja radomian, mogło być różnie.
Mistrzem Polski został Lech Poznań, który pokonał u siebie Piasta Gliwice 1:0. Wicemistrzostwo zdobył Raków Częstochowa, a na najniższym stopniu podium znalazła się Jagiellonia Białystok.