Texom Stal Rzeszów nie mogła znaleźć dobrych ustawień i prędkości. Goście byli szybcy, ale popełniali błędy
Rzeszowianie ten mecz 5. kolejki Metalkas 2. Ekstraligi zaczęli obiecująco; prowadzili 16:8. Potem zwiększali przewagę do dziesięciu punktów, ale rywale odpowiadali szybką, skuteczną jazdą i zmniejszali straty. W rzeszowskiej drużynie znakomicie spisywał się debiutujący w ekipie Pawła Piskorza Duńczyk Nicolai Klindt. W drugiej części zawodów Orzeł gonił Stal. Przed ostatnim biegiem było tylko 44:40. Remis wisiał w powietrzu. Świetna jazda od początku do końca spotkania debiutującego w ekipie stalowców Nicolaia Klindta oraz Keynana Rew, którzy w 15. gonitwie zwyciężyli 5:1 dała stalowcom wygraną 49:41. Oczekiwania były większe. Co się stało? Znów ta kapryśna pogoda...
Nie chcę zwalać winy na tor. Nie mamy szczęścia ze względu na pogodę na przygotowaniem się do domowego meczu, ważne, że wychodzimy z tego meczu zwycięsko. Spodziewałem się, że Nicolai Klindt uzyska bardzo dobry wynik, bo przyjedzie z czystą głową, bez treningu, nie będzie się sugerował treningami i tak też się stało. Zawodnicy natomiast sugerowali się ustawieniami, które mieli na treningach, w podobnych warunkach torowych. Jak było widać, nie szło im tak, jak powinno, bo Paweł bez startu, Marcin troszkę słabszy. Takie dni się zdarzają nie ma co wyciągać pochopnych wniosków
tłumaczył Paweł Piskorz, menedżer Texom Stali.
29 czerwca, czyli ten czwartek zaległy mecz w Tarnowie z Unią.
Teraz skupiamy się na meczu w Tarnowie, żeby się odbył, żeby go wygrać, potem mecz z kolejną Unią na naszym torze. Znów w piątek nie możemy zrobić treningu, bo jest piłka, pozostaje nam tylko sobota. Zobaczymy, co się wydarzy - dodał Paweł Piskorz.
Marcin Nowak, kapitan rzeszowian miał, co zrozumiałe, "średnią" minę.
Męczyłem się dzisiaj ze względu na warunki torowe. Jestem na siebie wściekły, bo człowiek zawsze patrzy na zapiski, co zawsze tutaj pasowało, ale tor był zupełnie inny. Do nikogo nie można mieć pretensji oprócz pogody. Szkoda. Cieszę się, że jako drużyna dopisaliśmy dwa punkty w tabeli. Gdyby moje punkty nie wystarczyły, żebyśmy zdobyli dwa punkty, to byłbym załamany
mówił Nowak.
Przygotowanie nawierzchni jest niezwykle ważne. Jak tor leży pod plandeką ponad 48 godzin, a później w dwie godziny trzeba go przygotować, to naprawdę jest to prawie niewykonalne i tak to właśnie... wygląda. Po 14 biegu obawiałem się o wynik, że będzie remis. Na szczęście chłopaki udźwignęli w 15 biegu ciężar odpowiedzialności. Jestem bardzo szczęśliwy. To dopiero start sezonu, jeszcze przed nami dużo meczów. Miejmy nadzieję, że w końcu odwiedzi nas wiosenna pogoda, bo jak do tej pory mamy wiosenno-zimową. Za to trzymam kciuki, bo wiem, że w klubie są ludzie, którzy – jeżeli tylko pogoda nie będzie nam przeszkadzała, to wszystko ogarną i będzie super ściganie i super wynik. Czekają nas teraz mecze z dwiema Uniami – Tarnów i Leszno. Wilki Krosno pokazały, że Leszno to nie jest klub, który będzie rządził i dzielił. Każdy mecz jest trudny. Teoretycznie przyjechała do nas drużyna z dolnej części tabeli, ale się męczyliśmy. Piłka jest w grze i tak naprawdę dopiero można dyskutować po 15. wyścigu
- podsumował kapitan Marcin Nowak.
Liczy się wynik drużyny. Najważniejsze, że wygraliśmy. Tak naprawdę nie mogłem znaleźć tego dobrego ustawienia i prędkości. Odwoływane zawody, trzy tygodnie bez ścigania i jazda jakby nie na swoim torze, bo nasz stadion, ale tor, na którym cały czas leżała folia, nie nasz. To wszystko złożyło się w jedną całość. Oby to była taka jedna, jedyna sytuacja w tym sezonie
- powiedział Paweł Przedpełski.
Gdyby nie błędy na trasie, bo na starcie było OK, i nie najlepszy początek, to byłoby lepiej. Mówiłem, że jest twardo i tor nie trzyma, żeby zawodnicy zeszli jeszcze ząb w dół, mówiłem też, że potem będzie się otwierał i w drugiej części meczu musimy iść do góry, aby wzmacniać motocykle. Trzecia seria poszła już po naszej myśli. Trudno powiedzieć, czy gdyby był Mikkel Andersen, byłoby inaczej. Mateusz Bartkowiak pojechał nieźle, choć stać go na więcej. Drużyna popełniała także błędy i one zaważyły na wyniku. Traciliśmy punkty po błędach, bo zawodnicy odsuwali się od krawężnika. Musimy nadal pracować; drużyna pojechała lepiej, ale trochę zabrakło do zwycięstwa
- podsumował mecz Janusz Ślączka, trener H. Skrzydlewska Orła Łódź.