Białystok: East Side Story. Żegnajmy lato, najdłużej jak się da
Zauważyłem w ten weekend pewną prawidłowość. Analogiczną do tej z Kubusia Puchatka, bohatera Alana Alexandra Milne. Otóż "im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej tam Prosiaczka nie było". W regionie z kolei im bardziej żegnamy lato, tym bardziej lato nie chce się z nami pożegnać.
W miniony weekend pożegnań lata w samym Białymstoku było przynajmniej kilka. Kto chciał, mógł pożegnać je na ekologiczną modłę. Mógł więc udać się pod Teatr Dramatyczny, by tam - ze spółką Lech - przypomnieć sobie zasady segregacji odpadów (papier do papieru, szkło do szkła, metal do metalu, ubrania do PSZOKa). Mógł tam zajrzeć do śmieciarki, która na co dzień śmiga sobie po białostockich ulicach. Mógł też zrobić sobie eko-torbę. A lato? Na szczęście za nic miało, że było to jego pożegnanie. Im Lech bardziej chciał je żegnać, tym lato bardziej dawało o sobie znać.
Za nic miało też pożegnanie po sąsiedzku, gdzie swoją imprezę zorganizował nasz PKS. Okazja? 80-urodziny firmy. Tu też można było poczuć, że to swoiste żegnanie się z latem. Z turystycznym, wakacyjnym, klasycznym, czerwonym Jelczem "ogórkiem", pomarańczowym Autosanem czy kolorowym Mercedesem jeżdżącym na trasie "Turystycznej Ósemki". Ale znów - im bardziej na imprezie PKS białostoczanki i białostoczanie zegnali lato, tym bardziej lato zostawało z PKS-em. I gośćmi, którzy pojawili się u Branickich.
Dokładnie ta sama zasada panowała przez weekend na Andersa. Znów. Im giełda i odwiedzający giełdę zanurzali się w jesienne klimaty - i żegnali lato - tym bardziej lato nie chciało od nich się odkleić. I zafundowało przyjemne 25 stopni w okolicach 20 września.
A że białostoczanki i białostoczanie - choć na festynach lato żegnają - wcale nie maja ochoty lata żegnać, wnioskuję w ich imieniu. Do spółek, przedsiębiorstw, giełd, rynków, organizacji wszelakich działających na terenie Białegostoku a także radnych, włodarzy miasta i województwa. Żegnajmy lato. Nie przestawajmy na tych pożegnaniach, które już za nami. No bo skoro im bardziej żegnamy lato, tym bardziej lato nie odchodzi, przedłużmy je jeszcze trochę. Za tydzień żegnajmy lato na rynku, na skwerku i w parku. Za dwa np. w muzeum, na stadionie i w skansenie. Za trzy - na Dojlidach, lodowisku (a co) i lotnisku. Za cztery... Też się coś wymyśli. Najważniejsze, by w żegnaniu nie ustawać. Wtedy ani październik, ani listopad nie będą straszne. Tylko letnie.