Katowice: Startuje 43. Rawa Blues Festival w Spodku
Rawa Blues Festival - muzyczna uczta w Spodku
Rawa Blues Festival odbywa się co roku na początku października w Katowicach. Historia festiwalu rozpoczęła się w 1981 roku, a jego pomysłodawcą i założycielem był Irek Dudek. Z czasem Rawa Blues stała się największym i najbardziej rozpoznawalnym wydarzeniem bluesowym w Polsce.
Rawa Blues Festival tradycyjnie wystartuje jeszcze przed południem. Najpierw czekają nas koncerty na bocznej scenie. Tu, począwszy od godz. 11, zaprezentują się: Caroline & The Lucky Ones, Koher, Krem, Rusty Pine, Vibe Brothers Band.
Duża festiwalowa scena rozpocznie swoją działalność o godz. 15. Wystąpią na niej: L. R. Phoenix, Free Blues Band, Stonage Full Of Sun, Coffee Experiment, Adam Kulisz Blues Session. Koncerty finałowe zaplanowano od godz. 18. Największą gwiazdą tegorocznej imprezy będzie Shemekia Copeland.
O festiwalu rozmawiamy z pomysłodawcą i dyrektorem artystycznym Rawa Blues Festival, Irkiem Dudkiem
Blues to coś więcej niż gatunek muzyczny. Na Rawie bawią się różne pokolenia.
Festiwal ma charakter rodzinny, przychodzą pokolenia. Rawa kształciła ludzi, słuchających dobrej, improwizowanej, ale żywej muzyki. W latach 80. byli to studenci, którzy dziś są dziadkami, którzy przychodzą z dziećmi i wnukami. Ponad 40 lat trwania festiwalu uświadomiło wszystkich, jak różnorodny jest blues. W tym roku na festiwalu odbędzie się wystawa przygotowana przez moją córkę Agatę. Będzie opisywać jego różne odmiany.
Która gwiazda tegorocznej edycji świeci najjaśniej?
Shemekia Copeland otrzymała trzy nominacje do nagrody Grammy. Jest laureatką 8 statuetek Blues Music Awards. Jest przedstawicielką młodego pokolenia Chicago Blues. Jest otwarta na nowe rzeczy, jej muzyka jest trochę bardziej rozszerzona, natomiast wciąż jest utrzymana właściwa struktura. Przed nią zagra Tommy Castro, który jeszcze nie grał na Rawie. Jest to przykład "bluesa białego". Charakteryzuje się wirtuozerią gitary i bardzo dobrym śpiewem.
A czego mogą spodziewać się fani Irka Dudka?
Próbuję co roku grać coś innego. Teraz powracam do prostej formy, usiądę na scenie po Castro i zagram na harmonijce sam - grając i śpiewając, aby przybliżyć, jak kiedyś mogło być w Memphis, gdzie chłop wyskakiwał przed chałupę i sobie grał. Ludzie usłyszą, co można wydobyć z tego instrumentu.
Które miejsce na Śląsku jest dla pana definicją bluesa?
Na ul. Kościuszki w Katowicach działał Klub Studencki Ciapek. Jako młody chłopak nie miałem tam wstępu, słuchałem tego, co grają z zewnątrz. Grali tam muzykę anglosaską: Stonesów, Hendrixa, Spencera Davisa. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że wszystko ma swoje źródło w Ameryce, tego nie nazywano bluesem, tylko rockiem. Klub Ciapek to było jedyne takie miejsce na Śląsku.
A jaka jest przyszłość bluesa?
Nadal jest wielka, tylko nie mogą grać psuje. Niektórzy psują obraz bluesa. Trzeba dojrzeć do tej muzyki. Nie tylko polubić, ale wyćwiczyć. Dla przykładu B.B. King grał trzy dźwięki, ale nikt inny nie potrafił ich tak zagrać. Zawsze mówię mojemu gitarzyście, że brzmienie jest w dłoniach, a nie w sprzęcie. To może sobie każdy kupić, ale tej ręki nikt ci nie odbierze. Trzeba dużo ćwiczyć i być świetnie przygotowanym.
Przed kilkoma laty na łamach Dziennika Zachodniego mówił pan o przeprowadzce do Katowic pod jednym warunkiem. Nowym lokum miałby być wieżowiec z basenem.
Z tego co się orientuję, wciąż nie powstał, więc nie mogę się przeprowadzić. Mam dobrą działkę w Jaworzu w pobliżu lasu, mogę tam spokojnie grać na harmonijce razem ze śpiewającymi ptakami.
Czyli Katowice muszą na pana jeszcze trochę poczekać...
Chyba tak, chociaż jestem katowiczaninem z dziada pradziada i cieszę się, że to miasto tak się rozwija. Niech nikt nie zapomni, że przez Rawę stało się stolicą bluesa nie tylko w Polsce. Musicie się zastanowić, co jest najlepsze dla Katowic, bo to jest najlepsze, co ma największą historię i nie upada. To najbardziej trzeba cenić, to jest najlepsza reklama dla tego miasta.