Koniec sianokosów w Beskidach. Zaczyna się uczta ptaków
Ledwo maszyny opuszczą teren, ledwo wiatr rozwieje zapach spalin, a na łące jako pierwsze wylądowały szpaki. W karnym ordynku niczym tyraliera żołnierzy na polu walki przeczesały teren. Potem nadleciały stada wron i gawronów w towarzystwie kwiczołów. Każdy grzebał w świeżym pokosie trawy i raz po raz coś połykał. Mniej więcej po kwadransie nad łąka przeleciał pierwszy myszołów.
Szpaki wpadły w lekką konfuzję, lecz drapieżnik wypatrywał łatwiejszego łupu, czyli gryzoni. Na końcu przybył orlik krzykliwy. Arystokrata w świcie ptaków. Wygląda jak mniejsza wersja orła przedniego. Przysiadł na czubku świerka skąd miał doskonały wgląd w skoszony obszar.
Pomimo dużych rozmiarów i uzbrojenia w solidny dziób jest minimalistą. Zadowolą go gryzonie, żaby, jaszczurki, węże. I owady. Tym bardziej, że kosiarka zawsze zabija zwierzaki, które nie zdążą uciec przed ostrzem. Wszyscy korzystali ze żniwnego szoku.
Skoszone trawy nagle odsłoniły powierzchnię ziemi pełna zdezorientowanej drobnicy. Nim przywykną do światła i znajdą schronienie, padną ofiarą ptaków. Ot, szwedzki stół czynny przez godzinę.