Pilchów: Prywatne lądowisko dla helikoptera rozgrzewa emocje
"Głos" opisał sprawę jako pierwszy. W Pilchowie trwa spór o prywatne lądowisko dla helikoptera. Mieszkańcy skarżą się na hałas i wibracje, które od ponad miesiąca towarzyszą startom i lądowaniom maszyny. Skontaktowała się z nami jedna z mieszkanek miejscowości.
- Sąsiad nigdy nie poinformował nas o planach budowy lądowiska. O różnych innych rzeczach mówił - na przykład o rozbudowie domu - ale o helikopterze nie wspomniał ani słowa. Dowiedzieliśmy się dopiero wtedy, gdy gmina zaczęła rozpatrywać jego wniosek i zorganizowała zebranie - mówi mieszkanka Pilchowa, prosząca o zachowanie anonimowości.
"Hałas nie do porównania"
Według niej uciążliwość lotów jest ogromna.
- To jest kosmos. Żaden hałas, z jakim mieliśmy wcześniej do czynienia - czy to z budowy, czy nawet z głośnej muzyki albo samochodów - nie może się równać z hukiem helikoptera startującego tuż za płotem. To budzi ludzi, przeszkadza dzieciom, drżą szyby. Mój syn nie mógł spać, bo helikopter co chwilę krążył nad domami - opowiada.
Jej zdaniem argumentacja właściciela, że lądowisko miałoby służyć Lotniczemu Pogotowiu Ratunkowemu, jest niewiarygodna.
- Brama jest zawsze zamknięta, nikt tam nie wejdzie. LPR nie potrzebuje takich miejsc, lądują tam, gdzie jest potrzeba, choćby na boisku przy szkole. To tylko wymówka - uważa kobieta.
Sąsiedzi mówią "nie"
Najbliżsi mieszkańcy - z ulic Leśnej, Zielonej, Olchowej, Klonowej i Szpilkowej - zorganizowali się we wspólnej grupie i wystosowali petycję przeciwko legalizacji lądowiska. Część z nich składa już zawiadomienia na policję o zakłócaniu porządku publicznego.
- Dzielnicowy prowadzi postępowanie, a my jesteśmy w kontakcie, by przekazywać kolejne zawiadomienia - mówi mieszkanka.
"To brak szacunku"
Kobieta nie kryje oburzenia na treść wyjaśnień sąsiada.
- To były kłamstwa. Napisał, że sąsiedzi nie mają zastrzeżeń, że wszystko było uzgadniane i że hałas nie jest uciążliwy. To brak szacunku i bezczelność. Wszyscy wokół widzą, że jest inaczej - podkreśla.
Jej zdaniem problem ma wymiar szerszy.
- Sąsiad powołuje się tylko na prawo lotnicze. A przecież są jeszcze przepisy kodeksu cywilnego czy zasady współżycia społecznego. Nie można nadmiernie oddziaływać na cudze nieruchomości. To, co się dzieje, to po prostu egoizm. Jeśli prawo na to pozwala, to znaczy, że przepisy wymagają zmian - mówi.
Gmina obecnie analizuje wniosek i nie wydała jeszcze opinii.
- Czekamy na oficjalne stanowisko. Dla nas to sprawa kluczowa, bo ta okolica do tej pory była spokojna i zielona. Boimy się, że pewnego dnia dojdzie tu do tragedii - dodaje mieszkanka Pilchowa.
Dodajmy, że do Komendy Powiatowej Policji w Policach nie wpłynęło oficjalne zawiadomienie dotyczące uciążliwości z powodu lądowiska.
- Na miejscu była dzielnicowa, rozmawiała z właścicielem lądowiska, ma wszystkie wymagane zgody - mówi sierżant Kornelia Staniszewska, oficer prasowy KPP w Policach.