Poznań: Nie ma ciszy w zoo. Czasami oczy bolą jak się czyta, co tam się wyprawia. Tym razem do ofensywy przystąpił dyrektor z brygadzistą
Wydawało się, że po zwolnieniu byłej dyrektor, Ewy Zgrabczyńskiej, sytuacja się unormuje, ale stało się inaczej. Przy Krańcowej ktoś ciągle podpala lont i nawet maratończycy w zoo budzili niepokój. A przecież jeszcze kilka lat temu wydawało się, że pod rządami byłej dyrektor celebrytki będzie to kraina mlekiem i miodem płynąca...
Dyrektor poznańskiego zoo stał się przeciwieństwem swojej słynnej poprzedniczki
Ujawnia kulisy. Takie warunki stawiają menedżerowie. "Absurdalne"
Na razie jednak nic na to nie wskazuje, bo w poważnych tarapatach znalazł się obecny dyrektor, Piotr Przyłucki. Zewsząd jest atakowany za to, że ma za wysoki wskaźnik śmiertelności wśród zwierząt, że nie uratował słonicy Kingi, i że przeprowadzał sekcję jej zwłok w warunkach uwłaczających normom cywilizacyjnym. W atakach celuje radna Ewa Jemielity, która opowiada o zoo, nie wiedzieć czemu, niż ekspert bankowy o uzdrawianiu finansów. Dyrektor postanowił się więc bronić, bo nic innego mu nie pozostało. Z tego też wyszła jednak tragikomedia.
O kulisach funkcjonowania słoniarni naszemu dziennikarzowi mówił ostatnio brygadzista w domu słoni twierdząc, że są wieloletnie zaniedbania, bo za czasów poprzedniej dyrektor nie było żadnych badań i procedur. Procedury wprowadził dopiero dyrektor Przyłucki. Brygadzista dał też wywód o zgniłym sianie i od razu skojarzył mi się monolog trenera Jarząbka z filmu "Miś" o tym, że czasem aż oczy bolą jak się przemęcza prezes dla naszego klubu...