Radom: "Straszny dworek" na Piotrówce odzyska dawny blask ale... nawet dziś budzi strach
"Straszny dworek" na radomskiej Piotrówce
Miasto Radom ogłosiło właśnie przetarg na adaptację zbudowanego w latach 20-tych ubiegłego wieku budynku przy ulicy Piotrówka 19 oraz przebudowę bulwaru północnego wraz z zagospodarowaniem terenu w ramach zadania "Zagospodarowania terenu Parku Kulturowego Stary Radom". Informowaliśmy o tym na bieżąco.
Oferty można składać do 3 października. Zgodnie ze specyfikacją przetargową w budynku przy ulicy Piotrówka 19 mają być prace remontowe i renowacyjne, roboty instalacyjne elektryczne. Ma być zainstalowane centralne ogrzewanie, urządzenia wentylacyjne i klimatyzacyjne. Budynek zlokalizowany jest na obszarze zabytkowego zespołu układu urbanistyczno-architektonicznego miasta Radomia oraz na terenie ścisłej strefy ochrony archeologicznej. Ma prawie 140 metrów kwadratowych powierzchni. W budynku ma być jeden z punktów obsługujących planowany Park Kulturowy Stary Radom. Być może powstanie tam punkt gastronomiczny, niewykluczone, że będzie tam miała swoją siedzibę jakaś organizacja z dziedziny kultury i sztuki.
Firma wyłoniona w przetargu będzie miała 10 miesięcy na wykonanie prac budowlanych w budynku, a także prac związanych z tworzeniem pobliskiego kompleksu rekreacyjnego.
Co ciekawe nazwa "straszny dworek" na radomskiej Piotrówce to nie przypadek. Budynek owiany jest złą sławą. W ostatnich dniach pojechaliśmy na Piotrówkę, by zobaczyć jak wygląda.
Budynek wygląda na zupełnie zdewastowany. Zanim zabito deskami drzwi i okna na parterze zaglądali tam amatorzy tanich win. Dookoła jest bałagan i aż strach podejść blisko. Pamiętając o złej sławie dziś chodząc wokół dworku na Piotrówce też odczuwaliśmy lekki strach.
Zobaczcie galerie zdjęć - tak obecnie wygląda "straszny dworek" na radomskiej Piotrówce
Zła sława ;strasznego dworku: na radomskiej Piotrówce. Sąd się wzięła?
Budynek ma swoją mroczną historię, którą odkrywał Paweł Puton z Resursy Obywatelskiej znaczoną tajemniczymi i makabrycznymi morderstwami oraz samobójstwem.
Miejsce, gdzie powstał "straszny dworek" również ma swoją mroczną legendę sięgającą zamierzchłych czasów. Niedaleko na jednym ze stanowisk archeologicznych odkryto czaszkę wypełnioną szczelnie żelazem. Ze sprawozdania jasno wynikało, że metal nie mógł być wlany do pustej kaloty osoby dawno zmarłej, lecz stanowi dowód makabrycznej tortury z przełomu X i XI wieku.
Całą mroczną historię budynku przy ulicy Piotrówka 19 odkrywał - zadając sobie wiele trudu - Paweł Puton z Resursy Obywatelskiej. "Tym razem polegało to jednak na przeglądaniu starych fotografii, wertowaniu historycznych książek i artykułów, wreszcie - przeglądaniu cyfrowego repozytorium prasy radomskiej z okresu międzywojennego. Ba - jeśli któregoś tytułu nie było w Radomskiej Bibliotece Cyfrowej, jechałem specjalnie do Warszawy, do Biblioteki Narodowej. I tak, krok po kroku, poszlaka po poszlace zacząłem dochodzić prawdy o mrocznych dziejach tego - wydawać by się mogło - niepozornego budynku, w latach swej świetności zapewne sielskiej willi, znajdującej się niemal w centrum Radomia, ale z dala od jego ulicznego zgiełku" - pisze w niezwykle interesującym opracowaniu historii budynku przy ulicy Piotrówka 19.
"Okazało się, że ten budynek ma naprawdę mroczne dzieje. Został postawiony w latach 20. ubiegłego wieku, w miejscu krytej strzechą chałupy pamiętającej jeszcze czasy staropolskie. W zasadzie była to kurna chata, w której mieszkała jedna z dobrze znanych w mieście i jego okolicach "babek". Ponoć żyła około 120 lat i już na początku XIX wieku słynęła ze swych znachorskich znajomości. Leczyła, a gdy i to było komu potrzebne - odczyniała i rzucała uroki tak na ludzi, jak i na wszelki inwentarz żywy i martwy. W jednym z rękopisów dziewcząt uczących się w Państwowym Seminarium Żeńskim w Radomiu, którego nie zdecydowano się opublikować w jego czasopiśmie Ku Słońcu, jest informacja, że w XIX wieku w okolicach chaty tej "baby jagi", w tajemniczych i nigdy niewyjaśnionych okolicznościach, zaginęło pięć nastoletnich dziewcząt. Ponoć były jej ofiarami. Z ich młodzieńczej urody miała czerpać swą długowieczność. Tak naprawdę nie wiadomo, kiedy i w jakich okolicznościach "babka" zniknęła+ - pisze Puton.
Następnie podaje inne nizwykłe fakty.
"W każdym razie równo 66 dni po tym, jak ją ostatni raz widziano, jej chałupa doszczętnie spłonęła. W wybudowanej w tym miejscu willi w międzywojniu mieszkała rodzina jednego z oficerów stacjonującego w Radomiu 72 Pułku Piechoty. Wojskowy miał dwie córki, bliźniaczki, które ponoć na każdym kroku ze sobą rywalizowały. Gdy w dzienniku Ziemia Radomska z 1935 roku trafiłem na tytuł Tragiczny finał poszukiwań zaginionej bliźniaczki na Piotrówce, wiedziałem, że to musi być historia stąd. Faktycznie - gdy jedna z sióstr zakochała się w synu sąsiadów, druga z zazdrości ogłuszyła ją i nieprzytomną wepchnęła do piwnicy, przybijając właz solidną ilością gwoździ. Okazało się, że nie był to cios śmiertelny. Uwięziona siostra przez tydzień rozpaczliwie próbowała się uwolnić. Drapiąc wieko swej "trumny", wyrywała sobie w desperacji niemal wszystkie paznokcie. Gdy ojciec - wojskowy - wrócił z poligonu i odkrył, co zaszło, w afekcie zabił drugą z wyrodnych bliźniaczek i sam strzelił sobie z VIS-a w skroń" .
Zobaczcie galerie zdjęć - tak obecnie wygląda "straszny dworek" na radomskiej Piotrówce
"Po tych zdarzeniach w budynku długo nikt nie chciał zamieszkać, aż nadeszły tragiczne lata II wojny światowej, podczas których nie takie dramaty się rozgrywały. Wiosną 1945 roku wprowadziła się tu nowa rodzina - przybysze zza Buga, których wojenny los rzucił w te okolice. Nie mieli pojęcia o krwawych losach willi. Nie minęło kilka tygodni, gdy do ich drzwi zapukał jeden z ocalałych z Holocaustu Żydów. Nie chcąc niczego taić, powiedział wprost, że podczas wojny, gdy był zamknięty w getcie, w kominie tego domu ukrył majątek całej swojej licznej rodziny. Okazało się, że tylko on przeżył, więc zadeklarował, że za możliwość wydobycia skarbu odda nowym właścicielom domu połowę wojennego depozytu. Ci na to przystali, ale widząc, że Żyd zaczyna ze skrytki wyciągać kolejne dziesiątki gramów złota, które zaczynają sumować się w kilogramy, postanowili zagarnąć cały łup. Zabili dawnego mieszkańca getta, a jego ciało zamurowali grubą warstwą cegieł w ścianie obok komina, dzielącej dwa pokoje domu. Nikt o zbłąkanego Żyda nie pytał, mordercy mogli więc spokojnie żyć, jak gdyby nigdy nic. Nie folgowali też sobie z korzystaniem z zagarniętego łupu. Nie minął rok, kiedy na ścianie, za którą rozkładały się szczątki zabitego, zaczęła ukazywać się duża, krwista plama. Nie pomagało wielokrotne jej zamalowywanie, skuwanie tynku, okładanie muru płytkami ceramicznymi. Krwawy ślad po jakimś czasie zawsze wychodził na wierzch. Ostatecznie cała rodzina popadła w obłęd i jej członkowie, jako jedni z pierwszych "lokatorów", zostali zamknięci w Krychnowicach".
"Tuż po zakończeniu stanu wojennego budynek zasiedlili nowi lokatorzy. Dom zdążyły już przejąć władze miejskie i przeznaczyć na mieszkanie socjalne. Dla rodziny, której spłonął dom na Obozisku, kilka pierwszych lat pobytu pod adresem Piotrówka 19 było całkiem zwyczajnych, nawet szczęśliwych. Dopiero na początku lat 90. XX wieku zaczęły się tam dziać dziwne rzeczy. Życie Radomskie donosiło o nieludzkich jękach dobiegających z domku stojącego obok grodziska, a w Echu Dnia opublikowano wywiad z ojcem mieszkającej tam rodziny. Wyjawił mrożące krew w żyłach szczegóły o pojawiających się nocą cieniach, zgrzytach i cichym, dziecięcym szlochu. Był tak realny, że za każdym razem rodzice zrywali się na równe nogi i w środku nocy pędzili na poddasze do sypialni syna, który - jak się zawsze okazywało - spał słodko w najlepsze. Gdy jednak był już nastolatkiem, zauważyli, że za jego łóżkiem, na ścianie, wydrapane są różne makabryczne słowa: "Zabij", "Morduj", "Wypij krew", "Odetnij głowę", "Wyłup oczy" i wiele innych. Czym prędzej postanowili stamtąd uciec".
Zobaczcie galerie zdjęć - tak obecnie wygląda "straszny dworek" na radomskiej Piotrówce