Skowronki nie koncertują jak kiedyś. Już nie w chórach, a solo
Najdłuższe, zmierzone stoperem koncerty samców skowronka trwały ponad kwadrans. W tym czasie skowronek sunie po nieboskłonie i śpiewa na cale gardło. Od czasu do czasu ląduje na ziemi, przebiega kilka metrów w trawach przysiada na gnieździe. Rzecz jasna owe popisy mają na celu jedynie zwabienie samicy i oznaczenie rewiru, a nie dostarczanie estetycznych wrażeń człowiekowi. Mniejsza z tym.
Moim ulubionym miejscem do oglądania i słuchania wyczynów małego ptaka były rozległe łąki w okolicy Czarnego Dunajca. Zwykle na rozległych puściznach koncertowało po kilkanaście i więcej samców. Uczta dla ucha i oka, pod warunkiem, że ktoś potrafił wypatrywać skowronki na nieboskłonie w pełnym słońcu.
Tego roku na łąkach zapanowała martwa cisza. Nie było słychać ani jednego ptaka, nawet w najbardziej sprzyjających warunkach aury. Dopiero kilka kilometrów dalej, już po słowackiej części Orawy usłyszałem jednego, jedynego ptaka. I tyle zostało z dawnej obfitości. Ornitolodzy ze smutkiem udokumentowali zmniejszenie liczebności skowronków o kilkadziesiąt procent. Przyczyny są złożone, czyli wiemy niewiele. Szkoda.