Lublin: Takiej operacji w Polsce dotąd nie było. Aż nie przeprowadził jej lubelski szpital
Pionerskiej operacji poddała się 68-latka i 52-latek. Uszkodzenia kobiety dotyczyły podłoża zwyrodnieniowo-przeciążeniowego. U mężczyzny natomiast ścięgno szwankowało z powodu urazu barku. Dziś oboje są w trakcie rehabilitacji, a rekonwalescencja odbywa się pod okiem lekarzy.
Metoda jest nowa i jeszcze niepopularna, a warto z niej korzystać, bo częściej pozwala pacjentom i pacjentkom na powrót do pełnej sprawności. W przypadku uszkodzenia w barku tzw. ścięgna stożka rotatorów sprawa się komplikuje - to grupa ścięgien odpowiadających za stabilizację i możliwość unoszenia czy obracania ręki, więc wówczas tracimy tę możliwość i czujemy ból. Ich operacja jest trudna, a czasami nawet niemożliwa do przeprowadzenia, bo ścięgna nie zawsze lubią się prawidłowo goić.
W metodzie wykorzystanej przez zespół, którego głównym operatorem był dr hab. n. med. Jaromir Jarecki, wykorzystano własne ścięgno operowanych osób. To ważne, bo do tej pory zapewniali je dawcy i dawczynie albo zwierzęta, ewentualnie pobierano tkanki z innych części ciała lub wszczepiano sztuczne.
- W Polsce jest to zupełnie nowa metoda. Po odpowiednim przygotowaniu, w tym rozpłaszczeniu ścięgna bicepsa, możemy wykorzystać je do naprawy uszkodzonych ścięgien w stawie ramiennym. Operując ten staw, mamy bezpośredni dostęp do ścięgna bicepsa. Dzięki temu widząc uszkodzenie ścięgna stożka rotatorów, możemy wykorzystać to ścięgno, nie kalecząc innych miejsc w organizmie - wyjaśnia dr hab. n. med. Jaromir Jarecki z Klinicznego Oddziału Ortopedii i Traumatologii USK 4 w Lublinie.