Branża oszacowała zbiory rzepaku. Grozi niedobór i spadek produkcji
Pogoda pomogła, rolnicy nie zawiedli
Według danych Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa areał zasiewów rzepaku wyniósł w tym roku ponad 1,1 mln ha, co zaskoczyło pozytywnie ekspertów branżowych. Mimo lokalnych strat spowodowanych wiosennymi przymrozkami, dalszy przebieg pogody – zwłaszcza opady i umiarkowane temperatury w maju – sprzyjał rozwojowi roślin.
– W większości plantacje wyglądają bardzo dobrze, mimo strat spowodowanych mrozem. Rośliny zdołały się zregenerować, często z nadwyżką. Dlatego nie będzie zaskoczeniem, jeśli zbiory sięgną nawet 3,5 mln ton – mówi Juliusz Młodecki, prezes KZPRiRB.
Przemysł olejarski nie ma powodów do świętowania
Zwiększona produkcja cieszy rolników, jednak dla branży olejarskiej to wciąż za mało. Przetwórcy zrzeszeni w PSPO mają możliwości przerobowe na poziomie 3,7 mln ton rzepaku rocznie. Dodatkowo 300–400 tys. ton rzepaku eksportowane jest co roku, głównie do Niemiec.
– Nawet przy dobrym urodzaju wciąż brakuje surowca – alarmuje Mariusz Szeliga, prezes PSPO. – Zakaz importu rzepaku z Ukrainy, mimo bliskości i niedoboru w całej UE, pozbawia nas konkurencyjności. Przetwórcy z Niemiec, Czech czy Węgier nie mają takich ograniczeń i zyskują przewagę.
Eksperci podkreślają, że Unia Europejska i tak musi importować rzepak z innych kontynentów, bo krajowa produkcja nie pokrywa zapotrzebowania.
Brak surowca to ryzyko dla całej branży
Choć nastroje wśród rolników są umiarkowanie optymistyczne, to sektor przetwórczy mierzy się z realnym ryzykiem ograniczenia działalności. Jeżeli luka surowcowa nie zostanie uzupełniona importem – np. z Ukrainy – Polska może stracić wypracowaną pozycję w europejskim przemyśle olejarskim.
– Nie grozi nam klęska urodzaju, bo to nie zboże – podsumowuje Adam Stępień, dyrektor generalny PSPO. – Możemy mieć problem z utrzymaniem tempa przerobu rzepaku, które budowaliśmy latami.