Dzieła sztuki wyszły z książek do zamku. Muzeum w Malborku od ponad 60 lat promuje ekslibris
Ekslibris. „Ta książka należy do mnie”
Międzynarodowe Biennale Ekslibrisu Współczesnego organizowane przez Muzeum Zamkowe w Malborku to najstarsza cykliczna impreza artystyczna w Polsce i jedna z najstarszych na świecie. Odbywa się od 1963 r., przeważnie zgodnie z nazwą co dwa lata, chociaż trzeba było zrobić odstępstwo od tej zasady w czasie pandemii koronawirusa.
Członkowie jury, którymi są specjaliści ze środowisk artystycznych i bibliofilskich, graficy, i kolekcjonerzy ekslibrisów, podkreślają, że malborskie biennale jest bardzo ważnym wydarzeniem dla twórców. Miało jeszcze większe znaczenie w czasach, kiedy Europa była podzielona „żelazną kurtyną”. Wtedy szczególnie przyczyniało się do jednoczenia środowiska. Zjazdy w Malborku wręcz otwierały perspektywy – mówi dr Monika Czapska z Muzeum Zamkowego, która w tym roku odpowiada za przygotowanie wystawy pokonkursowej XXIX Międzynarodowego Biennale Ekslibrisu Współczesnego.
A zaczęło się niewinnie, gdy Henryk Raczyniewski, ówczesny dyrektor Muzeum Zamkowego, w 1963 r. ogłosił konkurs na ekslibris dla biblioteki zamkowej. Wydarzenie, dzięki inicjatywie grafika Wojciecha Jakubowskiego, przerodziło się w międzynarodową wystawę.
- Ciekawe jest to, jak w pierwszych edycjach rozprzestrzeniała się informacja o biennale. Opowiadano mi, że pan Wojciech Jakubowski, osoba rozpoznawalna, o uznanej renomie i z dobrą siecią kontaktów, osobiście pisał listy z zaproszeniami i wysyłał je do grafików. Zaproszenia trafiały do osób prywatnych, ale też do organizacji zrzeszających artystów w różnych krajach. Odzew był naprawdę bardzo duży. W minionych edycjach nadsyłano przeszło tysiąc prac. W zeszłej edycji było ich nieco ponad 800, a teraz jest niespełna 600. Tendencja spadkowa jest być może związana z wymianą pokoleniową, może też z mniejszym zainteresowaniem grafiką tradycyjną. Młodzi artyści mogą już tak nie czuć ekslibrisu – przypuszcza dr Monika Czapska.
A co tak dokładnie mają czuć? Można oczywiście posłużyć się definicją, że ekslibris to dedykowany znak książkowy, potwierdzenie prawa własności do księgozbioru. Źródłosłów łaciński „ex libris” – czyli „z ksiąg”. Jednak najprostszymi słowy, w przełożeniu na „dzisiejsze”: to znak umieszczany na wewnętrznej stronie przedniej okładziny wydawnictwa z przesłaniem, które moglibyśmy podsumować: „Ta książka należy do mnie”. Dawniej znak ten pełnił więc ściśle praktyczną funkcję, choć nie brakowało mu artyzmu i staranności wykonania. Świadczył o wysokich potrzebach kulturalnych właściciela. Był przejawem dbałości o książki, miał też na celu ich ochronę przed kradzieżą bądź zgubieniem.
- Pierwsze, historyczne ekslibrisy były malowane po wewnętrznej stronie okładki. Z czasem w tomy wklejano niewielkie grafiki, które w warstwie formalnej sprowadzały się do symboliki związanej z daną osobą, czyli do herbów rodowych i inicjałów właściciela. Świadczyły o szerokości horyzontów i zasobności portfela tego, kto tak oznaczone księgi posiadał. Z czasem nastąpiła ewolucja i twórcy ekslibrisów starali się przede wszystkim uchwycić charakter właściciela księgozbioru albo nawiązać w błyskotliwy sposób do jego zainteresowań, czy chociażby nazwiska. To był taki pośredni etap w ewolucji, a to, z czym stykamy się na naszym biennale, to już są prace w pełni autonomiczne, małe formy graficzne, nieraz prawdziwe arcydzieła – tłumaczy dr Monika Czapska.
Polska była jednym z ekslibrisowych prekursorów
Jak wyjaśnia Aleksandra Krupa, opiekun kolekcji ekslibrisu, w eseju na stronie „Skarby Zamkowych Kolekcji”, właściwy ekslibris pojawił się w Europie Zachodniej wraz z końcem XV wieku.
- Rycina bądź napis przygotowywane były na specjalnie sporządzonym klocku drewnianym lub płycie miedzianej, a następnie odbijane na kartkach papieru, które były naklejane na wewnętrzną stronę okładki książki. W Polsce ekslibris pojawił się bardzo wcześnie, zaraz po Niemczech, Szwajcarii i Francji. Pierwsze malowane herby na kodeksach oraz superekslibrisy pochodzą z drugiej połowy XV wieku. Rozwój ekslibrisu był wynikiem pomyślnego czasu dla rozwoju nauki, sztuki i kultury. Pierwszymi polskimi bibliofilami były osoby z wyższego stanu, czyli duchowieństwo, dostojnicy świeccy, rodzina królewska oraz ludzie nauki – wyjaśnia Aleksandra Krupa.
Bardziej powszechny i bogatszy w formie znak książkowy stał się w XVII wieku, a w kolejnym stuleciu najbardziej rozpowszechnioną wersją była drukowana naklejka z lakoniczną informacją o właścicielu księgi.
- Tego typu ekslibrisami posługiwały się biblioteki klasztorne, np. dominikanie w Grodnie czy jezuici w Płocku. Po raz pierwszy pojawiają się ekslibrisy przeznaczone do określania zbiorów specjalistycznych, np. matematycznych lub astronomicznych. Niektóre znaki własnościowe przyozdabiano rokokowymi ramkami, złożonymi z muszlowego ornamentu, a także kogucimi grzbietami oraz kwiatowymi kompozycjami. Jednolite tła ekslibrisów zaczęły ulegać zróżnicowaniu, pojawiły się wnętrza biblioteczne oraz widoczne fragmenty architektury. Jego rozwój był konsekwencją powstawania coraz większej liczby bibliotek, które wyrażały potrzeby oraz zainteresowania właściciela oraz jego domu – wyjaśnia Aleksandra Krupa.
W XIX wieku nastąpiła zmiana postrzegania ekslibrisu i odejście od myślenia o nim jako znaku własnościowym w kierunku dzieła sztuki.
Przed drugą wojną światową na ziemiach polskich istniały trzy główne ośrodki sztuki znaku książkowego: Warszawa (grafika reprodukcyjna), Kraków i Lwów (grafika artystyczna). Wszystkie przyczyniły się do dalszego rozpowszechnienia ekslibrisu oraz podniesienie jego wartości artystycznej – przypomina Aleksandra Krupa.
Miniaturowe dzieła sztuki nadal powstają ręcznie w pracowniach artystów z całego świata, wykonywane są klasycznymi technikami albo tworzone z użyciem technik komputerowych. Dziś – przygotowywane na takie wystawy jak malborska - często mają większe rozmiary niż tradycyjne księgoznaki.
- Gdybyśmy chcieli te ekslibrisy wklejać do książek, wiele z nich by się tam po prostu nie zmieściło – mówi Monika Czapska.
Biennale w zamku po raz 29. Chińczycy zaraz za Polakami
W tegorocznej edycji zamkowego biennale 187 artystów z 25 krajów nadesłało łącznie 574 prace. Najwięcej zgłoszeń jest z Polski i... Chin, bo aż po kilkadziesiąt. Są ekslibrisy z różnych państw Europy, a także m.in. Argentyny, Kanady, Meksyku, Izraela.
- Po obejrzeniu tylu prac jednocześnie narzuciła mi się myśl, że one są różne w zależności od tego, w jakiej części świata powstały. Europa Środkowa i Wschodnia to przede wszystkim prace stonowane kolorystycznie, często surrealistyczne, nieraz nawet trochę niepokojące. Natomiast te z Ameryki Południowej czy Azji zachwycają bogactwem nasyconych barw. Chińskie ekslibrisy w ogóle są bardzo odrębne, tworzone w specyficznej konwencji, często na pograniczu komiksowości. Patrząc na tematykę nadesłanych w tym roku prac, można powiedzieć, że twórców z naszej części świata interesuje przede wszystkim wnętrze człowieka, kondycja ludzka. W pracach z rejonu Azji częstym motywem jest świat przyrody i zwierząt – dzieli się swoimi spostrzeżeniami dr Monika Czapska, która pełniła funkcję sekretarza jury.
Jak relacjonuje, komisja oceniająca miała bardzo trudne zadanie.
Po raz pierwszy mogłam patrzeć z boku na pracę jury i muszę powiedzieć, że było to bardzo emocjonujące. Ocenić prawie 600 prac to naprawdę wyzwanie dla specjalistów. Najpierw jurorzy robią pierwsze przejście, podczas którego odrzucają część zgłoszonych prac, najczęściej z powodu niedostatków warsztatowych. Później ta ocena staje się już trudniejsza i faktycznie członkowie komisji biorą ekslibrisy do ręki, analizują, dyskutują, dzielą się swoim spojrzeniem na daną pracę – opowiada dr Monika Czapska.
Dzięki laureatom biennale wkrótce powiększy się zamkowa kolekcja ekslibrisów. Za zgodą autorów do zbiorów są włączane dzieła zakwalifikowane na wystawę pokonkursową. Dzięki temu w ciągu 48 edycji muzeum zgromadziło ponad 23 tysiące miniatur. Warto odnotować, że pierwszym numerem inwentarzowym w kolekcji jest ekslibris-grafika Wojciecha Barylskiego dla Danusi Kołakowskiej, wykonany w 1953 roku i podarowany na I Biennale w Malborku w 1963 roku. Na pierwszą wystawę były zgłoszone prace jeszcze starsze, z końca lat 40. XX wieku.
Laikowi w naturalny sposób ciśnie się na usta pytanie o wystawę stałą ekslibrisów, której nie ma w zamku w Malborku. Specjalista wie, że takiej ekspozycji nie ma, bo po prostu być nie może.
- Jest to niemożliwe z powodów konserwatorskich. Po prostu nie można stale eksponować prac wykonanych na podłożu papierowym. Dopuszczalny czas naświetlania to średnio 2-3 miesiące, więc chociaż ekslibrisy współczesne nie są tak wrażliwe jak starodruki, wystawienie oryginałów na dłużej byłoby ryzykowne, zaszkodziłoby pracom, papier z czasem by się rozpadł. Ale myślę, że ma swój urok to, że organizowane są okazjonalne wystawy – mówi dr Monika Czapska.
Najbliższa okazja nadarzy się 27 września, bo tego dnia odbędzie się uroczysta gala połączona z otwarciem wystawy pokonkursowej. Pojawią się kolekcjonerzy, ludzie zaprzyjaźnieni z malborskim biennale, twórcy, ich rodziny. Laureaci odbiorą główne nagrody finansowane w wysokości 7 tys., 6 tys. i 5 tys. zł, osiem równorzędnych wyróżnień i kilka nagród specjalnych.
Ostatnio, a więc dwa lata temu pierwszą nagrodę otrzymał Andrzej Bortowski, związany z malborskim biennale od samego początku!