Świecie: Śmierć 15-letniego Kuby. "Zwalniam, kiedy widzę te znicze"
Lipcowe, pochmurne, wakacyjne popołudnie. Kuba wyszedł z domu. Mama prosiła go, by nie brał hulajnogi. Nie posłuchał. Bardzo lubił jazdę na hulajnodze, skuterze wodnym czy na nartach.
Pojechał z kolegą na obrzeża miasta. Konkretnie na drogę serwisową prowadzącą równolegle do drogi ekspresowej S5.
- Tu praktycznie nie ma ruchu. Można pojeździć. Nawet z większą prędkością - mówi nam jeden z chłopców, którego spotkaliśmy w miejscu wypadku, notabene kolega Kuby.
Chłopcy jechali we dwójkę jedną hulajnogą. - Byli bez kasków. Nie mieli też karty rowerowej. W zdarzeniu nie brały udziału inne pojazdy - opisywała przebieg zdarzenia Joanna Tarkowska, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Świeciu.
Nastolatkowie w pewnym momencie stracili panowanie nad hulajnogą. Jeden z nich zeskoczył. Kuba niestety nie zdążył.
Na miejsce zadysponowano policję, straż pożarną, pogotowie i śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. - Wieliśmy go zaraz po wypadku. Miał roztrzaskaną głowę - opisywali stan poszkodowanego Kuby świadkowie zdarzenia.
Kuba został przetransportowany śmigłowcem do szpitala. Miał obrzęk mózgu. Lekarze przez tydzień walczyli o jego życie. Niestety, chłopiec zmarł. Krótko po jego śmierci do domu przyszła paczka. Wewnątrz był między innymi... kask.
Śmierć Kuby wstrząsnęła całą Polską. Natychmiast zabrano się za zaostrzenie przepisów i obowiązku posiadania kasków przez osoby do 16 roku życia jadące hulajnogą.
W miejscu tragedii ustawiono krzyż. Palą się też znicze. Można tam jednak nadal spotkać nastolatków jeżdżących hulajnogą.
- Czasem tu przyjeżdżam. Kiedy popatrzę na krzyż i znicze to trochę zwalniam. Daje mi to do myślenia - mówi spotkany na miejscu tragedii nastolatek.