Tyrolka się urwała i dziecko połamało kręgi. Co pokazał monitoring?
Jak doszło do wypadku na placu zabaw w Chorzowie?
W piątek informowaliśmy o ciężkim wypadku, do jakiego doszło w czerwcu na placu zabaw w Chorzowie. Urwał się łańcuch z jednej z tyrolek w Parku Róż. U 12-latka doszło do złamania kompresyjnego kilku kręgów (kolejne kilka pękło) i trafił do szpitala na Truchana. Czekaliśmy na odpowiedź z Urzędu Miasta dotyczącą zdarzenia oraz przeglądów. Okazało się, że moment upadku uchwyciły miejskie kamery.
– Chłopiec wszedł na urządzenie, następnie na metalową balustradę zabezpieczającą boki jednej z tyrolek, jednocześnie trzymając w rękach siedzisko sąsiedniej tyrolki. Następnie wyskoczył do góry (szacowana wysokość ponad 2,5 metra). Siła naprężenia, fakt, że skok nastąpił w poprzek toru działania urządzenia i zamocowania łańcucha, doprowadziła do mechanicznego uszkodzenia ogniwa łańcucha. Doszło do zerwania łańcucha i upadku chłopca ze znacznej wysokości – opisuje wypadek Katarzyna Hohuł z Biura Prasowego Urzędu Miasta w Chorzowie.
Rodzina: "Złożyliśmy zawiadomienie o zaniedbaniu na policji"
Rodzina chłopca jest zdziwiona sposobem, w jaki Urząd Miasta przestawił całe zajście. Ma być ono mocno "ubarwione", choć wiedziała, że dziecko wspięło się na barierkę.
– Złożyliśmy zawiadomienie o zaniedbaniu na policji. Takie grube łańcuchy nie powinny się urwać pod 39-kilogramowym dzieckiem – przekazała redakcji rodzina.
Wskazuje dodatkowo, że na placu zabaw bardzo często dzieci zjeżdżają w nieodpowiedni sposób, a równocześnie brakuje regulaminu tyrolki. Wieczorami mają to robić nawet dorośli.
Wcześniej prosiliśmy Urząd Miasta o nagranie (opcjonalnie w wersji z zamazanymi twarzami) z placu zabaw. Ratusz odmówił, informując nas, że nie może tego zrobić ze względu na ochronę danych osobowych (inspektor danych nie wyraził zgody).
UM: "Wypadek nie był wynikiem awarii urządzenia". Co z przeglądami?
Urząd Miasta wyraźnie podkreśla, że "wypadek nie był wynikiem awarii urządzenia", a urządzenie było w tym przypadku niewłaściwie użytkowane. Dodaje, że gdy przekraczane są granice wysokości upadku i zwiększa się impet działania, to ryzyko tego typu zdarzeń rośnie. Wtedy nawet miękkie podłoże takie jak piasek, może nie być w stanie dostatecznie zamortyzować uderzenia, by uchronić przed poważnymi uszkodzeniami ciała.
– Nie możemy zapewnić bezpieczeństwa młodym mieszkańcom naszego miasta, jeśli urządzenia na placach zabaw są użytkowane niezgodnie z przeznaczeniem – mówi Katarzyna Hohuł.
Podkreśla przy tym, że wszystkie urządzenia na miejskich placach zabaw są regularnie przeglądane i konserwowane oraz "możliwie szybko naprawianie". Koszt naprawy tyrolki w Parku Róż to ok. 1500 złotych.