Podkarpacie: Wikliniarstwo ewenementem na skalę europejską
Jak zaczęła się historia wikliniarstwa w regionie?
Potencjał na zbudowanie zagłębia wikliniarskiego dostrzegł w drugiej połowie XIX wieku, ówczesny właściciel dóbr rudnickich, hrabia Ferdynand Hompesch. To on w 1872 roku wysłał na naukę do fabryki koszykarskiej w Wiedniu kilku zdolnych chłopaków z naszego regionu, a po ich powrocie w 1878 roku założył Szkołę Koszykarską. Utworzył także kursy koszykarskie w Kopkach i Ulanowie, ponieważ nauka wyplatania cieszyła się dużym zainteresowaniem wśród mieszkańców. To właśnie dzięki tym przedsięwzięciom wikliniarstwo stało się zawodem z przyszłością. Z czasem wyplatanie objęło całe rodziny, a kosze z Rudnika oraz Ulanowa, Tarnogóry, Kopek, Bilinki, Łętowni, Łowiska i innych mniejszych, pobliskich miejscowości trafiały na jarmarki w Polsce i za granicę, dzięki zbudowaniu sprzedaży przez założoną przez Hompescha w 1881 wraz z braćmi Krauz w Pradze firmę "Prag - Rudniker Korbwarenfabrikation. Firma posiadała swoje salony sprzedaży na głównych ulicach handlowych w Pradze oraz we Wiedniu, a wyroby z naszej okolicy cieszyły się renomą i wysoką jakością.
Trump redukuje wojska w Rumunii. Czy Polsce też to grozi?
Czy ta tradycja nadal jest żywa?
Tak, choć oczywiście skala jest mniejsza niż kiedyś. Dawniej niemal każdy potrafił wyplatać - od dzieci po dziadków. Dziś w każdej miejscowości w naszym zagłębiu wikliniarskim żyje od kilku do kilkunastu rodzin, które posiadają te umiejętności. Niektórzy mistrzowie wikliniarstwa pielęgnują tę sztukę prowadząc warsztaty z wyplatania dla chętnych. Nadal można powiedzieć, że zagłębie rudnickie to stolica polskiej wikliny.
Jak powstaje kosz
Jak wygląda proces wyplatania kosza?
Wszystko zaczyna się od surowca. Wiklinę trzeba ściąć jesienią, posortować na odpowiednie długości i wysuszyć. Wyplatamy z wikliny niekorowanej - ciemnej, którą przed wyplataniem zaparzamy, oraz z korowanej - miodowej, którą w procesie przygotowania trzeba wygotować, wykorować i wysuszyć. Przed wyplataniem ponownie moczymy wiklinę, aby była giętka i elastyczna. Potem zaczyna się właściwa praca: dno, ścianki, ranty i uchwyty. To jak budowanie domu - trzeba znać konstrukcję, żeby całość była stabilna.
Ile czasu zajmuje wykonanie jednego kosza?
Prosty koszyk można zrobić w trzy-cztery godziny. Ale bardziej skomplikowane formy - kufry, fotele czy kosze na pranie - to praca na cały dzień albo dłużej. Najwięcej cierpliwości wymagają plecionki artystyczne, bo tam każdy detal ma znaczenie.
Rzemiosło wymagające serca
Co jest w tej pracy najpiękniejsze?
Satysfakcja, że z prostych gałązek powstaje coś trwałego i pięknego. Wiklina ma duszę - każdy kosz jest niepowtarzalny, bo ręka rzemieślnika nigdy nie powtórzy tego samego ruchu w identyczny sposób. To sprawia, że każdy przedmiot ma swoją historię.
Czy młodzi chcą się uczyć wyplatania?
Niestety coraz rzadziej. To zawód wymagający cierpliwości i dokładności, a dziś młodzi wolą szybsze efekty. Nie oznacza to jednak, że tradycja zniknie. Są osoby, które wracają do wikliniarstwa - czasem po studiach czy pracy w mieście - bo widzą w nim spokój i możliwość tworzenia własnymi rękami. Dla nich to nie tylko zarobek, ale też sposób na życie bliżej natury.
Współczesne wyzwania
Jak dziś wygląda rynek wyrobów z wikliny?
W Polsce popyt spadł, bo konkurujemy z plastikiem i tanimi produktami z Azji. Plastikowe kosze są lżejsze, tańsze i masowo dostępne. Ale jednocześnie coraz więcej osób wraca do naturalnych materiałów. W Europie Zachodniej, w Stanach czy w Australii ręczna plecionka zrobiona tutaj w sercu Europy z lokalnego surowca wciąż cieszy się ogromnym uznaniem. Ludzie doceniają ekologię i fakt, że ktoś włożył w przedmiot czas i serce.
Czy internet zmienił waszą pracę?
Bardzo. Dawniej nasze kosze trafiały głównie na lokalne jarmarki i przez firmy handlowe, pośredniczące dalej w świat. Dziś dzięki sklepom internetowym, platformom e-commerce i mediom społecznościowym wysyłamy wyroby do różnych zakątków świata. Internet pozwolił nam dotrzeć do klientów, którzy naprawdę szukają rzeczy wyjątkowych, a nie produkowanych taśmowo.
Przyszłość wikliny
Jak pani widzi przyszłość wikliniarstwa?
Jestem pewna, że ta sztuka przetrwa, choć już nie jako masowe rzemiosło. Będzie niszowa, ale przez to jeszcze cenniejsza. Ludzie coraz częściej doceniają rękodzieło i
naturalne materiały. Wiklina może znaleźć swoje miejsce także w nowoczesnym designie - w połączeniu ze szkłem, metalem, ceramiką czy tkaninami. Ważne są również inicjatywy środowiska wikliniarskiego. Wikliniarstwo, w ramach Plecionkarstwo w Polsce, zostało wpisane na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego w 2018 roku. A obecnie złożony jest wniosek o wpisanie na Listę Reprezentatywną Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO.
Czyli działacie nie tylko globalnie, ale również lokalnie?
Tak. Wychodzimy na zewnątrz do ludzi, biorąc udział w Festiwalu Kultury Lasowiackiej, byliśmy na festiwalu Folkowisko, prowadzimy zajęcia w bibliotekach, domach kultury, szkołach i przedszkolach. Opowiadamy o wikliniarstwie na wydarzeniach e-commerce jako przykład promowania produktu naturalnego, ręcznie robionego, unikalnego - na wydarzeniach w Warszawie i Brukseli, gdzie goszczą przedstawiciele Parlamentu Europejskiego. Uczestniczymy w wydarzeniach e-izby gospodarki elektronicznej, która wspiera polską branżę gospodarki cyfrowej w rozwoju i dialogu z instytucjami polskiej administracji rządowej i UE. To wszystko pomaga nam jeszcze lepiej promować nasze podkarpackie wikliniarstwo i być z niego dumnym, gdyż jest ewenementem na skalę europejską, tak jak ceramika z Bolesławca.